Mój kot spaceruje na smyczy, bardzo to lubi i regularnie 2x dziennie domaga się uciążliwym miauczeniem spacerków.
Spacer trwa około 30-40min po czym kot czasami sam, czasami przy mojej pomocy, wraca do domu.
Dziś niestety było inaczej, napatoczył się obcy piwniczny kocur - mój też kocur ale kastrat.
Mój kot zaczął się napuszać, nadymać, i wydawał charakterystyczne przeciągłe dźwięki oraz z wolna zbliżał się do przeciwnika.
Nie chciałem dopuścić do konfrontacji, więc zacząłem ciągnąć za smysz w kierunku przeciwnym ale kota jeszcze bardziej to rozjuszyło, syczał na mnie.
No to zrobiłem najgłupszą rzecz - próbowałem wziąć go na ręce....
Rzucił się na mnie z pełną agresją, wbił mi zębiska w rękę i szarpał.
Dopiero mocny uchwyt za kark go uspokoił. Trzymając go za kark, zaniosłem do domu, krwawiąc po drodze.
Teraz mam małe 4 dziurki w dłoni - dwa dolne kły i dwa górne

Jak powinienem postąpić - pozwolić mu walczyć???? Może tupać i wołać psik???
kurcze, nie wiem.... mam tylko nauczkę że wnerwionego kota lepiej nie dotykać.
W domu się szybko uspokoił i przyszedł przepraszać.

