w sobotę popołudniu zapakowaliśmy Rudego i Aurelkę i pojechaliśmy na urodziny szwagierki. Szwagierka wyprawiała małe przyjęcie w domu swojego nowego TŻ-ta, który to dom stoi jakieś 5 km od naszego rancza. Zawieźliśmy Rastka i Aurelkę na ranczo, pojechaliśmy na imprezkę. Mieliśmy zostać na noc u Zbyszka, a na ranczo miał wrócić siostrzeniec rowerem i zająć się zwierzakami. Niestety na miejscu okazało się, że przybyła także Siostra tego Zbyszka - była Pani Dyrektor Szkoły z nosem wyżej niż czoło oraz jej córka - w sumie miła dziewczyna tyle, że obarczona bagażem w postaci dwojga wrzeszczących i biegających bachorów w wieku dla mnie nieokreślonym, w każdym razie jedno sięgało mniej więcej do blatu stołu, drugie większe trochę. Wyrywali sobie pilota od oświetlenia i robili stroboskopy, jednocześnie grała muzyka z CD, wył telewizor, dzieci wrzeszczały, Pani Dyrektor z fochem mądrzyła się na temat kolejnych powstań narodowych, jej córka z powodzeniem zagłuszała ją śmiechem, a zalany Zbyszek przerywał co drugie słowo. Po wypiciu dwóch 3 procentowych piw stwierdziłam, że po prostu nie dam rady - dwa samce, nie piję, trzeźwieję i spadam na ranczo. Wyżłopałam flachę mineralnej i dwie herbaty, dmuchnęłam w tzw. gwizdek i osiągnąwszy wynik zerowy spakowałam TŻ oraz siostrzeńca do auta i zawiozłam do domu.
Wykąpałam się, usiadłam w kuchni, TŻ leżał i gapił się w cicho grający telewizorek, siostrzeniec siedział nakanapie i karmił Aurelkę, Rastek latał po dworzu, wyciągnęłam sobie piwo z lodówki - sielana po prostu.
Krótka sielana.
Wołam psa. Leci. Leci i śmierdzi. Skubany musiał znaleźć jaką dziurę w płocie i wyleźć w pole. Wytarzał się w gnojówce

na szczęście nie cały, tylko twarz, szyję i między przednimi łapami. Wykąpać się go nie da. Myłam śmierdziucha gąbką do naczyń.

Rano - usiadł na schodkach - schodki idealnie na słońcu od rana samego, aż do późniego popołudnia. Całe prawe udo w smole... nie mogę z tym brudasem
Wieczorem, jak już wróciliśmy do domu, przyjechał TZ Magiji i przywiózł na kolonie Lolkę. Co prawda nie wiem, na jak długo, ale sądząc z ilości żarcia, jaka przyjechała razem z psem - Lolka będzie mieszkać u nas przynajmniej pół roku
Maciuś pojechał, a Loli zrobiło się trochę jakby smutno

najpierw chciała biec za Maćkiem, potem zaległa w przedpokoju, nie chciała przyjść do nas... w nocy wpakowała się do łóżka, w nogach się położyła. Szkoda mi jej trochę było, więc nawet jej nie zganiałam. Dziś już chyba lepiej, bo i zjadła śniadanie ładnie i na dwór chciała wyjść, polatali z Rastkiem troszkę. Chyba będzie w porządku
