» Nie sie 05, 2012 17:32
Egoizm czy miłość do kota?
Od dłuższego czasu poszukiwaliśmy (ja i żona) kotka do adopcji/przygarnięcia. Odpowiedzieliśmy na kilka ogłoszeń, które po kontakcie, okazywały się już nieaktualne. W końcu trafiliśmy na ogłoszenie dotyczące ślicznej, zdrowej kotki. Ogłoszenie dodane dzień wcześniej, więc była duża szansa, że wciąż aktualne. Po kontakcie mailowym a potem telefonicznym, umówiliśmy się na obejrzenie i ewentualne wzięcie kotki. Właściciele oddawali kota w związku z alergią dziecka, więc sprawa była raczej pilna, a my też nie chcieliśmy niepotrzebnie zwlekać. Zwierzę było też już zaszczepione i przebadane przez weterynarza, a nam zależało na zdrowym kotku.
Pojechaliśmy do właścicieli. Otworzyła nam miła pani, zaprosiła do środka, pokazała kotka i przez prawie godzinę rozmawialiśmy. Zapewniała, że jest zdecydowana oddać kotkę, a 11 letni syn, już pogodził się z tym faktem i „zamówił sobie już coś innego”. Dowiedzieliśmy się o wielu zwyczajach państwa i kotki w tej rodzinie. Między innymi: nigdy wcześniej nie mieli kota, a tego wzięli pod wpływem chwili (spodobał się synowi), na targu w małym mieście. To, co nas nie zachwyciło, to fakt, że 3 miesięczna kotka była na noc zamykana w łazience, gdzie miała też kuwetę i miski z jedzeniem obok siebie. Usłyszeliśmy też, że dzieci bawiły się z kotem m.in. w podrzucanie (wiadomo jakie są niektóre dzieci, nie są jeszcze świadome, co czuje zwierzę :/ ). Według słów właścicielki, kotka była z nimi 3 tygodnie, chociaż z książeczki zdrowia wynikało, że było to o tydzień dłużej. Zauważyła, że mamy transporter, bo sama przez ten czas jeszcze nie kupiła. Podobnie jak najprostszych zabawek (chyba, że wliczać papierek na sznurku), nie wspominając już o drapaku (nie oceniamy ich, być może wynikało, to z tego, że jeszcze nie wiedzieli jak można umilić czas kotce).
Kotka nie była zestresowana naszą obecnością, raczej ciekawsko nas zaczepiała. Nim wyszliśmy, do domu wrócił mąż z dziećmi. Po starszym synu nie było widać smutku, a młodszy – kilkuletni, zapytał, co teraz będzie z kotem. Poprosiliśmy o kontaktowego maila, abyśmy mogli czasem podesłać zdjęcia i informacje. Włożyliśmy kotkę do transportera, dzieci „zrobiły jej papa”, a właścicielka uroniła łzę. Powiedziała też młodszemu dziecku, że jego starszy brat nie będzie już kichał i będzie zdrowszy. Dostaliśmy też opakowanie suchej karmy, którą kotka wyłącznie jadała.
Już w drodze (która trwała mniej niż 30 minut) dostaliśmy smsa, czy nie wrócimy po żwirek, a ponieważ nie było to możliwe, chwilę potem kolejnego smsa, że przecież możemy użyć zwykłego piasku. Byliśmy jednak przygotowani, mieliśmy wszelkie niezbędne akcesoria w domu. Następnego dnia rano, w kolejnym smsie, zapytano nas jak kotka się sprawuje. Zgodnie z prawdą, odpowiedzieliśmy, że wszystko jest dobrze. W domu kotka szybko obejrzała wszystko z zaciekawieniem. Nie chowała się w żadne kąty, można jej było głaskać, bawić się wędką, nie uciekała przed ręką. Tej samej nocy, przyszła spać do nas do łóżka i mruczała. Przez kolejne dni zachowywała się jak typowy kociak, z resztą tak jest do tej pory. Urozmaiciliśmy jej dietę karmą lepszej jakości, a także gotowanym mięskiem. Bardzo polubiła tę zmianę, przybrała na wadze, bo wcześniej sprawiała wrażenie za chudej.
Po 4 dniach od wzięcia, wysłaliśmy zdjęcia kotki łącznie z opisem jej pobytu u nas. W odpowiedzi po dwóch dniach dostaliśmy maila z informacją, że bardzo tęsknią i ciężko im się rozstać. Kobieta pytała, czy nie mamy kotki dość, bo miała takie myśli spowodowane naszym brakiem kontaktu – mimo, że przecież wysłaliśmy wcześniej maila ze zdjęciami. W wiadomości proponowała również przygarnięcie innej kotki. Zastanawialiśmy się nad tym, czy w obecnym momencie możemy dostarczyć kici towarzystwa i po 4 dniach odpisaliśmy, że póki co, nie możemy jej przygarnąć w tej chwili (naszą czeka jeszcze drugie szczepienie). Dwa dni później dostaliśmy odpowiedź, w nieco niemiłym tonie, że mamy zwrócić kotkę „i to jak najszybciej”, a ta druga jest proponowana niejako w zamian (z wcześniejszego maila nie wynikała chęć zamiany zwierzęcia). Poinformowała też, że syn został zapisany na odczulanie. Mail zakończyła słowami „Na pewno znajdą Państwo wymarzonego kotka”.
Teraz jesteśmy nieco zdezorientowani i w lekkim szoku. Jak można tak traktować zwierzę, które jest przecież żywą istotą, myślącą i czującą. Nie można jej przestawiać z miejsca na miejsce bez konsekwencji dla jej psychiki. Już zmieniła miejsce zamieszkania, szybko się zaaklimatyzowała. Nie wykazywała oznak tęsknoty za dawnymi właścicielami (bezproblemowo korzysta z kuwety i je). Bawi się i jest radosna. U nich była około miesiąca, u nas niemal połowę tego czasu. Nie uważamy, aby żądanie zwrotu kotki (zwłaszcza przekazane w takiej formie i po tak długim czasie) miało na celu jej dobro. Przemawia tutaj raczej skrajny egoizm. Możemy zrozumieć, że dzieci tęsknią, ale państwo byli zdecydowani, a dzieci pogodzone z tym faktem – tak nas zapewniono. A czy nasze uczucia się nie liczą? My się do kotki nie mogliśmy przywiązać? Na szczęście mamy tą możliwość, że możemy być praktycznie cały dzień z nią w domu, więc poświęcamy jej naprawdę dużo czasu. Postaraliśmy się również o wszelkie uatrakcyjniające jej pobyt przedmioty. Czas poświęcony na wybieranie drapaka, czy dobór karmy, to nie jest chwila. U nas ma coś więcej, niż papierową kulkę na sznurku i poduszkę do spania w ubikacji.
Staramy się nikogo nie oceniać. Ta pani sprawiała wrażenie miłej osoby, z pewnością nie skrzywdziłaby celowo zwierzęcia, może tylko nie miała jeszcze odpowiedniej wiedzy, chociażby na temat żywienia.
Chcieliśmy zapytać Was, czy takie zachowanie może świadczyć o miłości do kota (przykro nam, że oni tak to przeżywają), ale nie napisali tego dzień czy dwa po oddaniu kotki, tylko niemal dwa tygodnie później. Mamy wrażenie, że głównym powodem, jest brak konsekwencji u dawnej właścicielki, bo przecież sama dała ogłoszenie o oddaniu kotki. Dziwi też fakt, że dopiero po oddaniu, zaczęła myśleć o odczulaniu dziecka, a wcześniej, przez cały miesiąc, jej to nie przeszkadzało. Ponadto wszystkie maile pisane są późnymi porami, nie wiemy – może w ukryciu przed resztą domowników, być może gdybyśmy przystali na żądanie, cała sytuacja zostałaby pokazana w innym świetle, np. „ci państwo rozmyślili się i oddali kotkę”. Możemy tylko zgadywać, ale zastanawiający jest brak udziału męża w sprawie – przy pierwszej rozmowie to właśnie on zaprosił nas do siebie – a także kontaktu telefonicznego, a numer przecież znają. Mamy więc powody sądzić, ze dobro kotki jest tu jedną z ostatnich wartości.
Mamy jeszcze pytanie – czy jest możliwe, że kotka (teraz 3,5 miesięczna) pamięta o nich i, gdyby wróciła, nie byłoby to dla niej jakąś traumą?