Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 02, 2012 12:18 Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

Witam,

wiem, że tego typu tematów jest bardzo dużo, ale chciałam relacjonować na tym forum nasze kocie przejścia, licząc na pomoc w konkretnych przypadkach i ewentualne wsparcie w chwilach zwątpienia, bo już na początku wiem że takie będą.

Zacznijmy od początku:
w domu mamy kotkę (ma rok i 4 miesiące), która ma dość skomplikowany charakter. Przytulasków nie lubi, głaskania w sumie też, na kolanka od czasu do czasu przyjdzie. Jak mruczy to baaardzo cichutko. Jest dość strachliwa, jak jesteśmy tylko my z nią w domu, to jest ok, kot zrelaksowany leży brzusiem do góry, ale jak już ktoś z naszym znajomych się pojawi to kot się chowa albo fuka na wszystkich, którzy chcą do niej podejść. Kotka jest bardzo żywiołowa, baaaardzo lubi się bawić, szczególnie migdałkiem:) czasami nas zaczepia, chętnie bawi się w chowanego po kociemu i takie tam. Ze względu na to, że kochamy koty chcieliśmy przygarnąć jeszcze jednego kotka licząc, że nasz kot będzie szczęśliwy mając towarzysza do zabaw i spędzania czasu, gdy my jesteśmy w pracy (prawie 10h).

I tak się akurat złożyło, że w miejscu gdzie pracujemy pojawiła się w marcu kotka, którą zaczęliśmy dokarmiać. Była przeszczęśliwa, ciągle mruczała i ugniatała łapkami. W maju okociła się w szopie na pobliskim placu. Po miesiącu kocięta przeniosła w inne miejsce do sąsiadki, gdzie już nie mogliśmy w żaden sposób nad nimi czuwać. Miesiąc temu kotka przestała do nas przychodzić, najprawdopodobniej wpadła pod samochód albo ktoś jej zrobił krzywdę. Kocięta miały wtedy dwa miesiące. Od tej pory musiały radzić sobie same, podjadając znikome ilości karmy dla psa jakie udało im się ukraść z jego miski.

Ostatnio sąsiadka poprosiła żebyśmy zabrali od niej te kocięta, bo ich u siebie nie chce. My wcześniej wyrażaliśmy taką chęć, gdyż czuliśmy się zobowiązani pomóc potomstwu naszej kochanej kotki, która zginęła. Najgorsze jest to, że kociaki są zupełnie dzikie.

Jakoś udało nam się złapać jednego wczoraj i tak właśnie zaczyna się nasza historia dokocenia:)

Laurin26

 
Posty: 5
Od: Czw sie 02, 2012 11:31

Post » Czw sie 02, 2012 13:27 Re: Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

To wspaniale,ze jednemu uratowaliście życie!
Ale co z pozostałymi kociętami?

rysiowaasia

 
Posty: 2110
Od: Nie sty 30, 2011 17:47

Post » Czw sie 02, 2012 13:47 Re: Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

Kociaków było pięć, dwa chyba pies zagryzł, jeden gdzieś zaginął. Wczoraj złapaliśmy tego jednego a dzisiaj już czekało na nas pudełeczko z ostatnim kociakiem. Gdybyśmy je zostawili, prwdopodobnie dwa ostatnie kociaki zdechłyby z głodu lub znowu coś by je zerzarlo. Właśnie próbuję małego oswoić:) Mizianie za uszkiem pomogło na tyle, że kociak mruczy i tylko jak go głaszcze to nie boi się podejść do miseczki z jedzonkiem, ogonek nadal ma podkulony, więc jeszcze jest baardzo zestresowany, ale już niebawem się do nas przekona. Po południu zawieziemy go domu, gdzie jest już jego brat, w miarę po wczorajszym popołudniu i nocy już oswojony. Razem na pewno będą czuły się lepiej.

Nasza kotka wczoraj obwąchała dziurki od pudła, w którym jest pierwszy kociak, po pierwszym "zaciągnięciu" się, napuszyła ogon i zaczęła szukać baardzo ostrożnie intruza po mieszkaniu z podejrzliwością spoglądając również na nas. Później schowała się w kuchni na parapecie i prychała na nas jak tylko znaleźliśmy się w jej zasięgu wzroku. Staramy się ignorować to jej warczenie, mówić łagodnie, oferować smakołyki dla rozluźnienia, ale nie wiem jak to będzie. Tym bardziej jak dzisiaj dołączy do nas drugie kociątko.

Myślałam, żeby trzymać tak kociaki przez najbliższe trzy dni w tym kartonie (jest duże, więc mają tam miejsce na zabawę spanie i kupanie:)) i naszej kotce pozwalać zapoznawać się z tym obcym zapachem przez ten czas. Zmieniać posłanka kotom, pozwalać obwąchiwać dziurki od pudełka i wskakiwać na nie. Jutro rano jedziemy z młodymi do weta, żeby je odrobaczyć i sprawdzić czy nie są chore, może też uda się zaszczepić jak wszystko będzie dobrze, tak żeby kotka rezydentka tez była bezpieczna pod tym względem. Myślicie, że to dobry pomysł z tym obwąchiwaniem kartonu przez kotkę przez te kilka dni a dopiero potem konfrontacja na "żywo"? Za bardzo nie wiem jak się do tego zabrać, nie chciałabym żeby kotka rezydentka zrobiła krzywdę maluchom i tak wiele już przeszły. Mam pomysł żeby na czas konfrontacji zamknąć kociaki w transporterku żeby kotka nie mogła ich dopaść z pazurami, ale nie wiem też czy to znowu dobry pomysł. Co myślicie??

Laurin26

 
Posty: 5
Od: Czw sie 02, 2012 11:31

Post » Czw sie 02, 2012 13:54 Re: Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

:ok:
Jesteś super! Twoje pomysły dotyczące zapoznawania się maluchów z rezydentką da doskonałe! Nic dodać,nic ująć!
Kotka na pewno szybko zaakceptuje młode :wink:
Zdawaj relacje z "akcji", no i oczywiscie wklej jakieś zdjęcia!

rysiowaasia

 
Posty: 2110
Od: Nie sty 30, 2011 17:47

Post » Czw sie 02, 2012 22:00 Re: Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

Z dzisiaj złapanym kociakiem czeka mnie dużo pracy, jak puszczam oba po pokoju to chowa się po katach i tylko czasami zapomina się jak widzi jak braciszek świetnie bawi się w gonienie piórka. Próbowałam Strachliwego wymiziać na kolankach na miękkim kocyku, ale nie udało się wydobyć mruczenia, natomiast w pudełeczku owszem mruczy po chwili jak traktorek. Pierwszy jest dominujący, przy jedzeniu warczy i nie pozwala dojść do jedzenia, więc będą jadały z oddzielnych miseczek.

Laurin26

 
Posty: 5
Od: Czw sie 02, 2012 11:31


Post » Sob sie 04, 2012 10:11 Re: Przyspieszone dokacanie: nasza historia.

Wczoraj zdecydowaliśmy się przenieść kociaki do łazienki, żeby miały więcej miejsca do zabawy i poznawały wszystkie odgłosy jakie występują w naszym domu. Gdy się do nich wchodzi to uciekają, ale po chwili przychodzi "Jedyneczka" (kotek który trafił do nas jako pierwszy) po kilki głaskach zaczyna mruczeć i zaraz przychodzi Strachliwy i słysząc że braciszek mruczy to sam też zaczyna. Generalnie z kociakami nie ma problemu.

Stan kotki rezydentki można chyba ocenić na średni, ale nie jest chyba najgorzej. Po pierwszym zobaczeniu kociąt w otworach w drzwiach prychała i warczała, ale bez puszenia się. Teraz też jak kotki podchodzą do drzwi to tak reaguje, ale je normalnie, sika tam gdzie trzeba, ma ochotę na bawienie się papierkiem, więc wydaje mi się, że tragedii nie ma. Widać, że nie jest zbyt szczęśliwa ale wierzę, że się zaakceptują.

W poniedziałek najprawdopodobniej będzie pierwsza konfrontacja z transporterka. Nie ma się co spieszyć:)

Pozdrawiam wszystkich kocich wielbicieli:)

Laurin26

 
Posty: 5
Od: Czw sie 02, 2012 11:31




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 154 gości