to będzie koszmarna historia z kocim pocałunkiem i trupem za łóżkiem
W poniedziałek, po koszmarnym
(jak niektórzy pamiętają) poranku, który zaczął się o 3.15 nadeszło upragnione popołudnie.
Wróciłam z pracy z postanowieniem odespania wczesnej pobudki, więc pierwsze kroki skierowałam do kanapy.
Unosząc kocyk, zamarłam w pół gestu - wszędzie widziałam szary puch. Przybliżyłam oczy do skotłowanej pościeli
(kochane kotki wiedzą jak wykorzystać nieposłane łóżko) myśląc, że to może kłębki sierści, co oznaczałoby, że skotłowana pościel jest oznaką walki, która musiała być zacięta, sądząc z efektów.
Zaczęłam kichać równocześnie ze stwierdzeniem, że jest to na pewno szary, ptasi puch, a gdzieniegdzie dostrzegłam coś jak małe czarne piórka, sklejone razem, jakby wydarte z ciała.
Zdrętwiała zaczęłam przeszukiwać kolejne warstwy pościelowe, wołając do dziecka, że chyba miałam ptaszka w łożu.
Dziecko przyszło, postukało sie po głowie i powiedziało, że to niemożliwe, żaden ptaszek nie miał jak wlecieć przez zabudowany balkon, a Zdziska chociaż zdolna, to przez siatkę ptaka nie upoluje i do domu nie wciągnie.
Ponieważ kichaczka nasiliła się, odkurzyłam pierze, wytrzepałam kocyk i uznałam, że pewnie Mała Złodziejka wyszukała sobie jakieś piórko w moim pokoju i przywlokła na kanapę w celu ubarwienia swojej nudnej egzystencji - to był dzień, kiedy Księżniczka Złodziei znów pod moją nieobecność dokonała włamu do mojego składziku
(pokoju)Uspokojona logicznym wyjaśnieniem pierzastej zagadki, rzuciłam się na leżankę i zachrapałam zdrowo.
Nocą, jak juz pisałam oba kotki przyszły spędzić ze mną noc, a Zdzisia dawała mi mokre całuski na dzień dobry
Spałam w tym łóżku jeszcze 2 noce,
korzystając że jest wolne od innych niż ja chrapulców.
Wczoraj wrócił TŻ i odsunął trochę kanapę od ściany.
W tym momencie Bura Błyskawica wpadła w szparę przy ścianie, porwała coś w zęby i warcząc zaczęła umykać.
Zdobyczą, którą udało jej się wyrwać spomiędzy kłów był maleńki, skołtuniony i najwyraźniej martwy kłębek pierza, który zdradzał oznaki bycia w przeszłości szczęśliwą, fruwającą nad Łąkami Nowohuckimi istotką
Trzy dni to biedne truchełko spoczywało za kanapą, a ta bura małpa chodziła, czuliła się do nas i rozdawała mokre całuski.
Wyszłam i zabarykadowałam się w swoim pokoju.
Nigdy więcej wspólnej poduszki, nigdy więcej mokrych całusków, nigdy więcej całowania brzuszka
(jeśli on nie smierdział w te upały, to ona go chyba wyssała
)kryminał, panie, zbrodniczy kryminał