Niestety, nie mam żadnych pozytywnych wieści. Wczoraj podjechała maryniaj i razem z moim chłopakiem kicialiśmy tym razem przy okolicznym bazarku. Może to być atrakcyjne miejsce dla głodnego kota i całkiem prawdopodobne miejsce ucieczki. Żarcia tam praktycznie po dostatkiem i a ludzie dobrzy. Dokarmiają pewną burą kotkę, która tam urzęduje. Zresztą wszyscy na tym bazarku wiedza o mojej zgubie. Niestety stróż za żadne skarby nas nie chciał wpuścić na teren, więc kicialiśmy z zewnątrz. Ubłagałam go jednak żeby chociaż wziął numer telefonu i położył jedzonko. Bardziej pomocny był stróż z okolicznej szkoły. Pozwolił nam wejść i przeszukać teren. Niestety mojego Kociusia tam nie było. Zresztą wczoraj był w ogóle dziwny dzień bo widzieliśmy tylko trzy kotki po drodze. Sąsiadka w góry podczas spaceru z pieskiem widziała czarnego kota u mnie na podwórku, ale nie udało nam się natrafić na jego ślad. Oczywiście "standardowe" okolice też przeszukaliśmy. Bez rezultatu. W końcu mój S. widząc, że ledwo się trzymam na nogach zarządził koniec poszukiwań na tę noc. Przespałam się 2,5 godziny i wstałam do pracy.
Bananku, delfinka stwierdziła to na podstawie zdjęcia, które jej wysłałam. Miała coś tam poczarować swoim wahadełkiem i tarotem. I podobno ktoś jej jeszcze potwierdził ten straszny wynik

..