Hejka ponownie

To ja kociara z Lublina,
Jeszcze raz dziękuje za miłe powitanie Tobie Hakito i pozostałym dziewczynom.
Przeczytałam wiele postów ale Twoj Hakito poruszył mnie na tyle żeby się zalogowac i też coś napisać.
Wiesz co, myślę że kiedy nadejdzie ten czas znowu zjawi się w Twoim życiu mały sierściuch. Ktoś kto już raz zaznał miłości ze strony zwierzaka będzie chciał takiej milości więcej i więcej. Tego nie da się powstrzymac. A to dlatego że miłość zwierzaków do nas jest bezwarunkowa. One nie patrzą czy mamy dwie czy jedną rękę, czy jesteśmy umalowane czy straszymy bez makijażu czy mamy fryzurę na łepetynie czy bałagan, one kochają nas bezgranicznie i co więcej ta miłość jest bez końca. Nie wiem co musiałoby się stać żeby przestały chodzić za nami krok w krok, patrzeć w oczy z uwielbieniem.
Myślę że kiedyś znowu pokochasz małego sierściucha a on pokocha Cię tak samo jak ZULUSEK. I nie ważne czy będzie do niego podobny, czy charakter będzie mial taki jak tamten, będzie Cię kochał a Ty jego. Bo ktoś kto ma dobre serce znajdzie w tym sercu miejsce dla innych.
Fajnie że Was poznalam, równe z Was kobitki. Ale od innych równych kobitek wyróżnia Was to że jesteści wrażliwe na krzywdę zwierząt. I ta pasja z jaka walczycie o porawę ich losu. One same nie są w stanie walczyć o swoje. I dlatego nas potrzebuja. Tyle że nie każdego to obchodzi. Was tak.
No dobra, starczy tego moralizowania bo pomyślicie że jakaś dziwna jestem i natchniona
No ale tak myślę.
A teraz czas przedstwić PYSIA.
Jakiś miesiąc po tym jak zjawiła się u nas RYSIA postanowiłam przygarnąc drugiego kociaka. Chciałam żeby Rysionka miałą toważystwo, żeby miała z kim się pobawić. No i byłąm już na wykończeniu po codziennym wstawaniu o 5 rano i zabawach z kotem.
Zaczęły się poszukiwania i ciężka praca nad mężem co by zgodził się na drugiego kociaka.
Po tym jak na stronie Animalsa zobaczyłam zdjęcie maluśkiego, bialuśkiego kociaka z brudnym noskiem wpadłam po uszy. Wiedziałam że musi być nasz.
No więc po weekendzie(co to był za cięzki weekend) w poniedziałek pognałam jak tornado po Pysia.
Na żywo był jeszcze bardziej slodszy niz na zdjęciu. Podpisaliśmy umowę adopcyjną i kociak był już u nas w domku. Całą drogę płakał. A ja razem z nim.
Taki malutki, miał chyba z miesiąć. Jak chodziła na tych swoich krzywiutkich nóżkach to szorował tym swoim wielkim brzusiem po ziemi. Taki nieporadny, ciągle miałczący.
Najbrdziej baliśmy się jak zreaguje na niego Rysia. W końcu to jedynaczka byłą. No i kiepsko się zaczęło. Rysia na początek go ofukała, obiła łapką, na krok go nie opuszczała i sprawdzala co ten maluch będzie robił. A PYSIO taki nieporadny, ufny, skory do zabawy, ze słodką minką. Garnął się do RYSI jak do matki. Tyle że Rysia go ciągle fukała i fukała. Dobrze że miałam parę dni wolnych, mogłam przy tych kotach siedzieć i pilnować.
Najgorzej jak przyszłą noc. PYSIO spał z nami w łóżku w pudełku co by Rysia nie zrobiła mu krzywdy. Tak przez tydzień, cięzko było ale w końcu powolutku Rysia zaczęłą tolerowac młodziaka.
Wiecie co w tym wszyskim było dziwnego? Przemiana jaką przeszła RYSIA. Dotąd zachowywała się jak mały kociak, taki mały oszołomek. Skora do zabawy, psot. Kiedy przyszedł do nas Pysio Rysia z dnia na dzień stała się doroslym kotem, a miała dopiero tak ze trzy, cztery miesiące. Poważna, już nie tak skora do zabawy, ciągle pilnująca brzdąca. I tak jej zostało do dzisiaj, powaga, dorosłośc, to spojżenie jak spod byka jak ja to nazywam. Ma taki wredny wyraz twarzy, taki zaczepny.
Dopóki nie miałam kotów myślałam ze one wszystkie są takie same. Kot to kot i tyle. A teraz widzę jak wielkie między nimi sa różnice. Kazde ma inny chrakter.
O Rysi już pisałam. Pysio natomiast to wieczny dzieciak. Teraz już większy jest i cięższy od kotki ale nadal zachowuje się jak małe kociątko. Taki oszołomek, szelmowskie spojżenie, ciągle roześmiane, taki zakręcony kociać. Aby tylko coś spsocić. No i jak by tu pomęczyć Rysię. Jak tu ją podgryźć, poddusić. Jak on ją zamęcza,te gonitwy po całym mieszkaniu, jak burza. Szczególnie o 5 rano. Wasze koty też o tej godzinie zaczynają życie i rozruby?
To jest najlepsza godzina na skakanie po regałach, zwalanie czego się da, bieganie po mieszkaniu i po łóżku. A jak się ze sobą zmęczą to przychodzą do nas. Pysio drze chapę na cłay głos ''JUŻ WSTAŁEM DAJ MI JEŚĆ,POBAW SIE ZE MNA'', RYSIAnosa wpakowuje mi prosto w oczy i czekaz na mizianie. O 5 rano albo 4 rano.
Pysio jak był mały to miał zayczaj przychodzić nad ranem tak około3, na nasze łóżko a konkretnie na moją głowę. I z glośnym mruczeniem oczywiście. Ile to razy budziłam się z PYSIEM na szyi, na czole. W sumie to dobrze bo mam chore zatoki to mi je wygrzał. Teraz już mu trochę przeszło. Coraz rzadziej śpi na poduszce obok mojej głowy. Rysia jak śpi na łóżku to śpi w nogach. Ile to razy budziłam się ze ścierpniętą noga, zmarznięta bo Rysia tak się ułożyła że spała na mojej nodze albo na ściągniętej kołdrze. No ale oczywiście tak się przekręcałam albo i nie zeby tylko nie zbudzić słodko śpiącego koteczka. Co tam moja ścirpnięta noga, to że trzęsę sie z zmina. Toż to pikuś, no przecież nie zbudzę Rysi. Wy też tak macie?
Tyle na razie, rozpisałam się trochę a rano pobudka, i długi dzień przede mna.
Mam nadzieję że nie zanudziałam Was za bardzo moimi opowieściami.