Nie wiem, jak Poldkowi, ale nam z Dużą baaardzo smakowało. Co prawda było trochę przeciwności losu, towarzystwo nie dopisało (miałyśmy randkę we dwoje

), najpierw drewno było mokre po porannej burzy, potem grill nie chciał się rozpalić, ale jak już żaru naprodukowałyśmy, to ziemniaczki były palce lizać. Napchałam się po kokardki. Na koniec burza przegoniła nas do domu. Wracałam z przygodami, bo oczywiście TA burza w niczym nie ustępowała intensywnością innym tego typu zjawiskom.

Ściana deszczu taka, że wycieraczki nie nadążały ze zbieraniem wody, troche gradu i pozalewane drogi. Część rozlewisk udało mi się objechać chodnikiem w opcji "slalom z przeszkodami", niestety 2 razy musiałam szukać objazdu, bo woda była tak głeboka, że już stały w niej
utopione auta.
Podsumowując super spotkanie, więc następnym razem niech kto żyw korzysta z zaproszenia Basi.
