No tak...yyy...co to ja chcialam....a, już wiem

.
Witam ciotki

.
Wyplewiłam oczywiście nie ten kawałek, co zamierzałam, ale doszłam do wniosku, że tamten zrobie jutro, a ten jest mi bardziej potrzebny

. Oczywiście całe towarzystwo prócz Antosia wyległo plewić ze mną

.
Punio gdzies sobie wynalazł żabę, i ganiali biednego płaza oboje z Michaliną

.
Oczywiście stworzonko im spierniczyło do sąsiada

.
Potem znaleźli sobie drugą, mniejszą, ale im sie w dziurę schowała.
Michaś usilował sie dokopać, wygrzebując mi na ogrodzie kolejny wielki kanion

.
Z rzeczy mniej pozytywnych...
Cos padło na mózg mojemu Plamisiowi.
U mnie żadnych walk nie ma raczej, bo wszyscy wiedzą, że Plamowi trzeba ustąpić.
A dziś było darcie pierza

.
Zaczęło sie od tego, że Aluś leżał na ulubionym miejscu Plamka, pod takim krzaczkiem.
Plamo przyszedł, zobaczył, no i powiedział Alkowi kilka słów prawdy.
Aluś, zamiast sie usunąć, napyskował po swojemu, w stronę Plama poleciały " serdeczne życzenia zdrowia, szczęścia i pomyślności ".
Może mu słońce ciut zaszkodziło, nie mam pojęcia. Przecież każdy wie, że Plamowi trzeba zejść z drogi.
W Plamisia diabeł wstąpił.
Tak sprał dwa razy większego od siebie kota, że biedny Aluś nie wiedział, gdzie ma wiać.
Oczywiście rzecz sie działa pod krzakiem, więc interweniowała Michalina na moją prośbę.
Chyba tylko jej Alek zawdzięcza całość swojej osoby.
Zadowolony Plam ułożył się pod swoim krzaczkiem.