Dziękuję za wsparcie i całą pozytywną energię. Mały od wczoraj sam je i pije. Nie ma już duszności. Walczyliśmy 2 dni o jego życie - były takie momenty że temperatura spadała mu do 34 stopni. To dla takiego malca pewna śmierć. Ale mały jest niesamowity - walczył razem z nami i wygląda na to że kolejny kryzys opanowany. Właśnie biega po domu z myszką w pyszczku. Oby już nic się do niego nie przyplątało - już dosyć przeszedł.
Przybrana mama przygarnęła go z powrotem (w ciągu ostatniego tygodnia cały czas go odrzucała i nie pozwalała mu podejść do siebie). To chyba dobry znak. Żeby jeszcze tego gipsu nie trzeba było zmieniać tak często to byłoby super.
Jest przepiękny i przesłodki. Musicie uważać przy kastracji, żeby znów nie było komplikacji po anestetykach. Moja wetka podawała Leosiowi tylko ogłupiacza który trzymał 20 minut, może tu się też tak da. Kciuki za zdrówko malca
Oj do kastracji to mu jeszcze daleko. On ma dopiero 2 miesiące. Nadal bardzo się o niego boimy - każdy jego dłuższy sen już napawa nas niepokojem, czy aby znowu się coś nie dzieje. Ale na razie jest OK.