Dune, jestes nie do wytrzymania.

Wpadaj czesciej.
Co do chodzika, to uwazam ze zaczyna byc skondensowanym zlem, kiedy sluzy do upychania w nim dziecka, a juz sie spotkalam z takimi tekstami - "o, to bedziesz miala spokoj bo sie soba sam zajmie". Hmmm...

U nas chodzik zaistnial przypadkiem i zafunkcjonowal jako boja ratunkowa. Maly zabkuje, w dodatku zlapal infekcje drog oddechowych i jest mega upierdliwy - potrafi plakac po prostu przez godzine i nie mozna go niczym uspokoic, a w uspokajaniu to ja praktyke mam niezla. Dotychczasowe "miejsca zabaw" juz go nudza - playmata jest na chwile, hustawka to w ogole zlo bo "uziemia", mozna posiedziec troche na kanapie bawiac sie zabawkami (sam siedzi, oparty plecami o oparcie sofy tylko), ale to tez sie nudzi, najlepiej sie skacze na moich kolanach. Tylko ze ja ostatnio takie skakanie przyplacilam plamieniem wieczorem i malo pierdolca najjasniejszego nie dostalam z obawy o mlodsze dziecko. NIE MOGE godzinami podrzucac prawie 11kg dziecka - nie mam sily to raz, dwa to moze sie okazac niedobre dla ciazy. Karol rozwojowo jest na etapie samodzielnego siedzenia i stania po kilka minut jesli sie czegos trzyma. W chodziku wykorzystuje siedzenie i stanie - bawi sie zabawkami na pulpicie, chwile sobie postoi, potem siedzi, znow wstanie i tak po pol godzinki mniej wiecej, potem zmieniamy miejsce zabawy. Nie trzymam go w tym pol dnia, a do pol godziny jednorazowo. Bawi sie, jest zajety. W sumie 2-3 "sesje" po pol godziny w ciagu dnia wydaja mi sie nie az taka zbrodnia. POza tym czasem maly ma playmate, na ktorej pelza, sofe na ktorej sobie siedzi, hustawke (uziemiacz

) i bouncera w ktorym raz dziennie spedza do 15 minut podskakujac sobie. Bouncera lubi.
Dzis bylismy w ZOO - malemu bardzo sie podobal... las - reszte elegancko olal.
