
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Betaka pisze:Spacery spacerami, ale dokarmianie wolnozyjących kotów tez może być źródłem nieporozumień. Budka schowana jest w krzakach, wychodze więc z tych krzaczorów, a tu jakieś jazgoczące babsko do mnie w te słowa: Nie wstyd pani tak po krzakach sikać ludziom pod oknami?
MB&Ofelia pisze:Witam Mirmiłowo. Widzę, że zeszło na spacerki. A wiecie, jak się spaceruje z kotem? Kocię ma stałą ścieżkę prowadzącą wzdłuż bloku, za róg i na trawnik. Wzdłuż bloku - po trawnikach. Z przystankami pod krzakami, które trzeba obwąchać, albo pod murem, na którym siedzi pająk. Pod oknami, oczywiście. Tylko czekam, aż ktoś mnie opiórka za podsłuchiwanie pod oknami albo znienacka wyrzuci coś z okna i to coś wyląduje na mojej głowie. Dalsza część spaceru to próby wciśnięcia kocielska pod płożące krzaki, gonienie za kocurem sąsiadów (który zaczyna się Ofelii bać), wspinaczka na drzewa (i niezadowolone miauczenie, gdy Duża nie pozwala wejść wyżej), salta za motylkami, polowanie na muchy i koniki polne, obwąchiwanie krzaków i podbalkoni (a mnie już kilkakrotnie pytano, co ja tam pod balkonem robię - ta...., ani chybi bombę podkładam), a co jakiś czas niespodziewany dziki pęd z Dużą gnającą na złamanie karku z drugim końcem smyczy w garści. No ale w piątek była jakaś odmiana - niestety
. Rutyna - najgorsze co może być. Wyszłam z Ofelią na spacerek, jeszcze na trawniczku przed blokiem zabrała się za obwąchiwanie krzaka, a ja czekając aż skończy, pisałam sobie esemeska. No i trąba nie zauważyłam, że kocię się zahaczyło smyczą o gałąź, a chcąc się uwolnić, odwróciło się i podreptało dupinką do przodu. W ten sposób kocielsko wysunęło się z szelek w taki sposób, jak ludzie zdejmują koszulkę, przez głowę. I żeby jeszcze grzecznie poczekała, aż ją ubiorę z powrotem! A gdzie tam! Poczuła wiatr w żaglach i pokłusowała przez drugi trawnik i zniknęła za rogiem. ja w panice gnam co sił z wrzaskiem na pół osiedla: OFELIA!!!!! Po drodze zaglądam pod krzaczory, na trawniku za blokiem biegam, kiciam, wołam, klękam w kałużach patrząc pod te p....ne płożące krzaki (co za osioł je posadził!), zadzieram głowę w korony drzew, pytam wszystkich przechodzących ludzi, czy nie widzieli kota. Nic, kamień w wodę. Wszyscy sąsiedzi, którzy byli na balkonach, wypatrują kota, a ja latam dokoła bloku jak kot z pęcherzem, ze łzami w oczach, igliwiem w rozczochranych włosach i mokrymi spodniami na kolanach, i dalej szukam i się drę. Koniec końców znalazła się. Na szczęście sama znalazła drogę do klatki, ale zamiast grzecznie posadzić dupinkę pod drzwiami i zaczekać, aż ją znajdę i wpuszczę, to przycupnęła na trawniczku za załomem muru, koło dużego kwiatka i siedziała cichutko jak trusia. Była jeszcze chwila grozy, zanim ją złapałam, bo na trawniczek wlazł za mną pies sąsiadów, ale się udało. Wracałam do mieszkania w kotem w ramionach, ręce trzęsły mi się jak staremu pijakowi. Dopiero po dłuższej chwili ochłonęłam. A następnego dnia, nauczona doświadczeniem Ofelia znów wylazła z szelek. Ale tym razem siedziała pod krzaczkiem i dała się z niego wywabić, złapać i ubrać ponownie. Okazało się, że szelki się za bardzo rozluźniły i łatwiej było się z nich wyśliznąć. Nauczka do mnie - na spacerze patrzeć na kota, nie wyciągać komórki i sprawdzać dopasowanie szelek.
Sorki za długi opis, jeszcze przeżywam weekendowe atrakcje i muszę się wygadać (i wypisać).
Aniada pisze:Betaka pisze:Spacery spacerami, ale dokarmianie wolnozyjących kotów tez może być źródłem nieporozumień. Budka schowana jest w krzakach, wychodze więc z tych krzaczorów, a tu jakieś jazgoczące babsko do mnie w te słowa: Nie wstyd pani tak po krzakach sikać ludziom pod oknami?
O borze szumiący...I śmieszno i straszno... My z mamą zawsze byłyśmy odsądzane od czci i wiary za czesanie psa na dworze. Ci co najgłośniej się darli, najsłabszy wzrok mieli i fakt, że wyczesaną sierść pakowałyśmy zawsze (bezwzględnie zawsze!) do reklamówki i wynosiły na śmietnik jakoś umykał ich uwadze.
Ofelia, no z psem jest o tyle "lepiej", że prędzej czy później zawsze wróci. Nasz zaliczył najdłuższą ucieczkę, gdy pogonił za sarną. Nawet od suki można go było odwołać, od dziczyzny jednak już nie. No, ale wrócił. Poczekaliśmy cierpliwie i się pojawił.
Współczuję przeżyć.
Aniada pisze:A w Mirmiłkowie wszyscy się pospali...
Nawet Duża nad kryminałem zasypia.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 41 gości