Mirmiłki :) - KONIEC cz. III. Prosimy o zamknięcie.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie lip 22, 2012 23:51 Re: Mirmiłki. Duża oszalała, foty ZNÓW cykała...

Witaj Barbarados!

Przypomniałaś mi jak piesio wyciągał mnie nocą z domu, gdy akurat byłam sama i oglądałam diablo strrraszny thriller - "Siedem". Człowiek czasem potrafi zrobić sam sobie kuku :roll: Oglądam ten thriller, morderca ugania się za ludźmi, torturuje ich, więzi, dopada w przedziwnych momentach, a mój pies chce na dwór. Zatrzymuję odtwarzacz, odnajduję swą duszę na ramieniu i idę. Pies robi siku i nagle startuje w stronę krzaków. Węszy w tych krzakach, węszy, wyrywa się, a ja mam wizję, iż za sekundę wywęszy mi zwłoki. Zaczyna lać deszcz, wiatr wyje potępieńczo, jestem sama i przysięgam, że czuję jak na plecach unosi mi się każdy włosek... Nie czekając aż psisko wyciągnie jakąś rękę czy inną nogę, odciągam go i lecę do domu. Uruchamiam film. Morderca straszy, mój pies zaś chce iść. "Zapalenie pęcherza" - myślę, i głaszcząc kulącą się w panice własną duszę, grzecznie wychodzę. Tym razem pies nie robi siku, tylko ciągnie mnie w wiadome krzaki :strach: Leje. Ja moknę, w panice czekając na najgorsze, a pies węszy. Próbuję go odciągać, spowodować, by się wysikał, czy zrobił, co tam inszego chce, ale on uparcie wraca. Węszy, węszy, ciągnie. Nic się jednak w krzakach nie rusza, więc resztkami przytomności umysłu wykluczam żywą istotę. Poza wyjącym wiatrem i szumiącym deszczem nie słychać niczego. Za plecami czuję mordercę, wiem, że zaraz usłyszę jak sapie, odciągam psa, wracam pędem do domu, zwłoki niech sobie znajduje ktoś inny, pierniczę... i tak nie pomogę. Gdy sytuacja powtarza się po raz trzeci, zabieram latarkę. Pies ciągnie jak szalony, dopada krzaków, ja wykonuję znak krzyża i odgarniam krzaki. Gmeram, gmeram, wreszcie w świetle latarki dostrzegam to, co odciąga mnie w ciemną, głęboką noc od straszliwego filmu i podczas ulewy oraz dzikiego wiatru wygania z domu.
Jest to...
Jest to...
No, jak myślicie, co?? Ot, zagadka na wieczór i poranek. :mrgreen:
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:16 Re: Mirmiłki :)

...zakładam, że obcyckany z mięsa, sinawy gnat z kurczaka :mrgreen:
względnie jeżyk ^^
edit:
po namyśle - nie, nie jeżyk. Porządne jeżyki w taką syfiastą pogodę nie szwendają się po dworze...
KotkaWodna
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:34 Re: Mirmiłki :)

To nie był ani gnat, ani jeżyk. Jeżyków w okolicy było sporo, ale w takie ulewy siedziały w norkach.
Ale mignęło mi przez myśl, że to może być jeżyk lub kociak i dlatego wzięłam tę latarkę, decydując się wyjść po raz trzeci. Jednakoż nie było to nic, co wymagałoby ratunku...
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:37 Re: Mirmiłki :)

może polityk?
KotkaWodna
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:39 Re: Mirmiłki :)

KotkaWodna pisze:może polityk?

Też nie wymaga ratunku, należy tylko splunąć trzy razy przez lewe ramię, ale nie. To nie był polityk.
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:42 Re: Mirmiłki :)

poddaję się, powiedz, powiedz, bo będę wyła, a ja tak mogę długooooo.....
KotkaWodna
 

Post » Pon lip 23, 2012 0:45 Re: Mirmiłki :)

Czekaj, niech się inni podenerwują. Odpowiedź jest banalnie prosta i może dlatego tak się wówczas wściekłam. Nie na psa, ale na siebie, rzecz jasna.
Dobranoc. :mrgreen:
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 1:54 Re: Mirmiłki :)

kupa tam była, kupa!
psia, interesująco pachnąca dla owczarka, świeżo zniesiona... :mrgreen:
KotkaWodna
 

Post » Pon lip 23, 2012 8:12 Re: Mirmiłki :)

Kupa lub stare szkolne śniadanie, ładnie woniejące albo woreczek po mięsie co się był zaplątał. Uff 3 odpowiedzi w jednym zdaniu. Trafiłam :?: :roll:

Bolkowa

 
Posty: 6665
Od: Pon gru 03, 2007 20:29

Post » Pon lip 23, 2012 10:11 Re: Mirmiłki :)

A mnie się wydaje, że to jakaś zguba Aniady albo psinki, tak ?
"Aby mieć właściwe spojrzenie na własną pozycję w życiu,człowiek powinien posiadać psa, który będzie go uwielbiał,i kota, który będzie go ignorował"/ D. Bruce
Obrazek
Szarusia [*]; Roki [*]; Kiciucha [*]; Santa [*]2011; Tinka [*]2013; Timorka [*]2013; Azira [*]2015; Cynamon [*] 2019; Fituś [*] 2020; Tola [*] 09.2020; Tosia[*] 04.2021; Tysia [*] 12.2021; Dziunia [*] 02.2024.

Kotina

Avatar użytkownika
 
Posty: 9523
Od: Czw sty 26, 2012 15:52
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lip 23, 2012 10:27 Re: Mirmiłki :)

Nie moje drogie.

Aniada pisze:Witaj Barbarados!

Przypomniałaś mi jak piesio wyciągał mnie nocą z domu, gdy akurat byłam sama i oglądałam diablo strrraszny thriller - "Siedem". Człowiek czasem potrafi zrobić sam sobie kuku :roll: Oglądam ten thriller, morderca ugania się za ludźmi, torturuje ich, więzi, dopada w przedziwnych momentach, a mój pies chce na dwór. Zatrzymuję odtwarzacz, odnajduję swą duszę na ramieniu i idę. Pies robi siku i nagle startuje w stronę krzaków. Węszy w tych krzakach, węszy, wyrywa się, a ja mam wizję, iż za sekundę wywęszy mi zwłoki. Zaczyna lać deszcz, wiatr wyje potępieńczo, jestem sama i przysięgam, że czuję jak na plecach unosi mi się każdy włosek... Nie czekając aż psisko wyciągnie jakąś rękę czy inną nogę, odciągam go i lecę do domu. Uruchamiam film. Morderca straszy, mój pies zaś chce iść. "Zapalenie pęcherza" - myślę, i głaszcząc kulącą się w panice własną duszę, grzecznie wychodzę. Tym razem pies nie robi siku, tylko ciągnie mnie w wiadome krzaki :strach: Leje. Ja moknę, w panice czekając na najgorsze, a pies węszy. Próbuję go odciągać, spowodować, by się wysikał, czy zrobił, co tam inszego chce, ale on uparcie wraca. Węszy, węszy, ciągnie. Nic się jednak w krzakach nie rusza, więc resztkami przytomności umysłu wykluczam żywą istotę. Poza wyjącym wiatrem i szumiącym deszczem nie słychać niczego. Za plecami czuję mordercę, wiem, że zaraz usłyszę jak sapie, odciągam psa, wracam pędem do domu, zwłoki niech sobie znajduje ktoś inny, pierniczę... i tak nie pomogę. Gdy sytuacja powtarza się po raz trzeci, zabieram latarkę. Pies ciągnie jak szalony, dopada krzaków, ja wykonuję znak krzyża i odgarniam krzaki. Gmeram, gmeram, wreszcie w świetle latarki dostrzegam to, co odciąga mnie w ciemną, głęboką noc od straszliwego filmu i podczas ulewy oraz dzikiego wiatru wygania z domu.
Jest to...


Żaba. Po prostu - żaba. Taka zwykła, brązowa. Może ropucha, nie widziałam dokładnie. I tyle. Żaba była żywa i zostawszy jaśnie oświeconą - oddaliła się dziarskim skokiem w kierunku bijących piorunów...
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 10:30 Re: Mirmiłki :)

Olaboga! :)
Co u Mirmiłków dziś słychować?
_______________________________________________________
Jakie nudne byłoby życie gdyby nie ten rząd.
Nie, za PO nie było lepiej. Ludzie tyrali za 1.200 brutto. Afera goniła aferę :?

Podziwiam, jak szeregowy poseł ogrywa opozycję Obrazek
STOP HEJT! Nikt nie jest anonimowy w sieci.

Erin

Avatar użytkownika
 
Posty: 64069
Od: Pt cze 22, 2007 8:43

Post » Pon lip 23, 2012 10:56 Re: Mirmiłki :)

a było pocałować tego zaba,bo to pewnie księciunio był......a tak kicha :(
Serniczek
 

Post » Pon lip 23, 2012 11:06 Re: Mirmiłki :)

Serniczek pisze:a było pocałować tego zaba,bo to pewnie księciunio był......a tak kicha :(


Jeszcze czego! Ja już wtedy miałam Gazdę! Nie byłoby Gazdy, nie byłoby Mirmiłkowa.
Na chusteczkę mi jakiś tam książę?
Odciągnęłam psa i chodu do domu. Co mu w windzie - spokojnym i rzeczowym tonem powiedziałam - to moje. :twisted:
Aniada
 

Post » Pon lip 23, 2012 11:14 Re: Mirmiłki :)

Witam Mirmiłowo. Widzę, że zeszło na spacerki. A wiecie, jak się spaceruje z kotem? Kocię ma stałą ścieżkę prowadzącą wzdłuż bloku, za róg i na trawnik. Wzdłuż bloku - po trawnikach. Z przystankami pod krzakami, które trzeba obwąchać, albo pod murem, na którym siedzi pająk. Pod oknami, oczywiście. Tylko czekam, aż ktoś mnie opiórka za podsłuchiwanie pod oknami albo znienacka wyrzuci coś z okna i to coś wyląduje na mojej głowie. Dalsza część spaceru to próby wciśnięcia kocielska pod płożące krzaki, gonienie za kocurem sąsiadów (który zaczyna się Ofelii bać), wspinaczka na drzewa (i niezadowolone miauczenie, gdy Duża nie pozwala wejść wyżej), salta za motylkami, polowanie na muchy i koniki polne, obwąchiwanie krzaków i podbalkoni (a mnie już kilkakrotnie pytano, co ja tam pod balkonem robię - ta...., ani chybi bombę podkładam :wink: ), a co jakiś czas niespodziewany dziki pęd z Dużą gnającą na złamanie karku z drugim końcem smyczy w garści. No ale w piątek była jakaś odmiana - niestety :evil: . Rutyna - najgorsze co może być. Wyszłam z Ofelią na spacerek, jeszcze na trawniczku przed blokiem zabrała się za obwąchiwanie krzaka, a ja czekając aż skończy, pisałam sobie esemeska. No i trąba nie zauważyłam, że kocię się zahaczyło smyczą o gałąź, a chcąc się uwolnić, odwróciło się i podreptało dupinką do przodu. W ten sposób kocielsko wysunęło się z szelek w taki sposób, jak ludzie zdejmują koszulkę, przez głowę. I żeby jeszcze grzecznie poczekała, aż ją ubiorę z powrotem! A gdzie tam! Poczuła wiatr w żaglach i pokłusowała przez drugi trawnik i zniknęła za rogiem. ja w panice gnam co sił z wrzaskiem na pół osiedla: OFELIA!!!!! Po drodze zaglądam pod krzaczory, na trawniku za blokiem biegam, kiciam, wołam, klękam w kałużach patrząc pod te p....ne płożące krzaki (co za osioł je posadził!), zadzieram głowę w korony drzew, pytam wszystkich przechodzących ludzi, czy nie widzieli kota. Nic, kamień w wodę. Wszyscy sąsiedzi, którzy byli na balkonach, wypatrują kota, a ja latam dokoła bloku jak kot z pęcherzem, ze łzami w oczach, igliwiem w rozczochranych włosach i mokrymi spodniami na kolanach, i dalej szukam i się drę. Koniec końców znalazła się. Na szczęście sama znalazła drogę do klatki, ale zamiast grzecznie posadzić dupinkę pod drzwiami i zaczekać, aż ją znajdę i wpuszczę, to przycupnęła na trawniczku za załomem muru, koło dużego kwiatka i siedziała cichutko jak trusia. Była jeszcze chwila grozy, zanim ją złapałam, bo na trawniczek wlazł za mną pies sąsiadów, ale się udało. Wracałam do mieszkania w kotem w ramionach, ręce trzęsły mi się jak staremu pijakowi. Dopiero po dłuższej chwili ochłonęłam. A następnego dnia, nauczona doświadczeniem Ofelia znów wylazła z szelek. Ale tym razem siedziała pod krzaczkiem i dała się z niego wywabić, złapać i ubrać ponownie. Okazało się, że szelki się za bardzo rozluźniły i łatwiej było się z nich wyśliznąć. Nauczka do mnie - na spacerze patrzeć na kota, nie wyciągać komórki i sprawdzać dopasowanie szelek.
Sorki za długi opis, jeszcze przeżywam weekendowe atrakcje i muszę się wygadać (i wypisać).
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 35221
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Kankan i 29 gości