Wygląda na to, że mamy szansę na uporanie się z kocimi kłopotami zdrowotnymi.
Kropcia, z wyleczonym pyszczkiem, objada się i cieszy życiem.
Bisia od dwóch tygodni jest na diecie naturalnej: gotowana ryba (ulubione: sola, dorada, flądra, morszczuk) oraz surowa wołowina. Oczywiście, wołowina jest smaczniejsza.
Na tej diecie Bisia już obrosła gęstym futerkiem i nowym ciałkiem - od główki do talii

, a tylne nóżki są jeszcze szczupłe. Jednak w tej sytuacji można mieć nadzieję, że też nabiorą prawidłowych kształtów
Poza tym Bisia od dwóch tygodni nie wymiotuje i robi wzorcowe kupki, co drugi dzień

A z Kasią to jest tak, że skomplikowana psychika Kaśki skomplikowaną psychiką Kaśki, a najważniejsze jednak jest picie wody.
Gdy ostatnio były te upały, to Kasia piła mnóstwo sama z siebie: z misek na podłodze i z tej na szafie. Siusiu było czyściutkie, 2-3 razy na dobę - żadnych problemów.
Upały się skończyły, Kasia zaczęła omijać miski z wodą "szerokim łukiem" i znowu zaczął się horror: krwiomocz, podrażnienia pęcherza, niby przytkania itp.
Poza tym powstaje błędne koło (zaobserwowałam, jak to działa): Kasia nie pije, odwadnia się, podrażniony przewód pokarmowy zaczyna dokuczać, więc Kaśka je trawę, żeby zwymiotować, wymiotuje i odwadnia się jeszcze bardziej
Od piątku zaczęłam dopajać Kaśkę z buteleczki i w ciągu jednej doby problemy ustąpiły.
Tak więc, mimo że to się BARDZO nie podoba, będziemy uzupełniać braki buteleczką i to solidnie, bo nie mam zamiaru oskarżać się kiedyś o to, że z powodu mojego zaniedbania Kasia zrujnowała sobie nerki.
Marzy mi się, że w sierpniu nie trzeba będzie chodzić do weta, bo po tym wszystkim, co przeszłyśmy ostatnio, ja do wypłaty muszę przeżyć o suchym chlebie z odrobiną białego sera i o herbacie, którą podkradłam w pracy kierownikowi
