Minął już ponad tydzień od przeprowadzki Nieśmiałka, więc myślę, że mogę już co nieco napisać na jego temat:)
Już po przywiezieniu, pomna opowieści o tym, jak bardzo stresował się u pierwszych adoptujących, nastawiałam się na najgorsze. Ale najgorzej nie było:) Przerażony, z oczami wielkimi jak pięć złotych, ale wyszedł z transportra i ulokował się w domku stojącym obok. Coś tam jadł, dawal się głaskać, załatwiał się w...hmmm... dyskusyjnych miejscach...ale ważne , że załatwiał w ogóle! ;D Już następnego dnia przyłapałam go kilka razy na tym, że myszkował po pokoju, jednak zaraz po moim wejściu czmychał z powrotem do domku lub transportera. I chyba dopiero jakoś trzeciego dnia nastepił przełom - Nieśmiałek zajął miejsce w rogu łóżka, nieco wciśnięty pod zrolowaną pościelą

Od tego momentu ten kąt stał się Miejscem Centralnego Dowodzenia:) Sierściuch mógł leżeć sobie spokojnie, obserwować nasze poczynania, miziać się kiedy miał na to ochotę, a jeśli takowej nie miał - wystarczyło schować głowę pod kołdrę i po problemie

W tym czasie miałam już szansę trochę bardziej się mu przyjrzeć i zauważyłam, że bardzo drapie się po uszkach i trzepie głową, a z jednej strony pyszczka cieknie mu taka brzydka, gęsta ślina. Po wizycie u weta okazało się, że ma nieusuniętego jednego z zepsutych zębow i stąd taki silny stan zapalny. Pojawiła się także hipoteza, ze moze to byc coś na podłozu nowotworowym. No i oczywiście świerzb jak malowany:) Dużo nerwów się najedliśmy oboje - ja, bo nie wiedziałam jak zareaguje na narkozę (problemy z nerkami), on - bo dobrze wiedział, że weci są żądni jego krwi

W każdym razie póki co wszystko jest dobrze - ząbek usunięty, antybiotyk na stan zapalny, a do uszu oridermyl. Myślę, że te wizyty u weta (jeszcze jadna przed nami, bo antybiotyk jest w zastyku) nawet mu pomogły wbrew pozorom - dzięki nim po powrocie pokoik wydawał mu się chyba o niebo przytulniejszy, a ja wychodziłam na "tą dobrą", która go tylko głaskała, a nie chciała niczym kłuć i męczyć;):) No i jak na chwilę obecną to musze przyznać, ze jestem nim zachwycona

Zresztą nie tylko ja, bo mój tata też się w nim rozkochał (chociaż Nieśmiałek jest w stosunku do niego jeszcze dosyć...niesmiały:). Faktycznie ogromną rolę odegrało to, że znałam go ( i upatrzyłam sobie

) już w Fundacji, miałam czas, zeby przyzwyczaić do siebie itp. To wszystko teraz procentuje, bo Nieśmiałek jest strasznie ufny i nie szczędzi mi pieszczot:) Doszło już nawet do tego, że mogę mu wyczyścić patyczkiem uszka, co uważam za niemałe osiągnięcie

Teraz czeka nas jeszcze drugi, trudniejszy etap - trzeba zapoznać Nieśmiałka z naszym kocim rezydentem, Motorkiem. A znając nieco egoistyczne i zazdrosne podejście Motorka -nie bedzie to łatwe zadanie. Ale co robić - Nieśmialuch już wygląda , co też znajduje się za szparą w drzwiach, dzisiaj był już nawet chętny na mały spacerek, więc myślę, że pierwsza wizyta "na salonach" jest tylko kwestią dni
