który stał się renegatem. Podeszło do nas dwóch pracowników.
Powiedzieli, że dwa dni temu znaleźli pozbawione matki, małe kociaki.
Kupili u weta mleko i karmili je łyżeczką, ukrywając w ubikacji (naczalstwo w stoczni NIE zauważa kotów).
Jest jednak wekend, nikt nie może ich zabrać do domu, a przez dwa dni kociaki zginą.
Właśnie debatowali nad tym, aby je utopić, bo inaczej będą cierpieć,
ale słyszeli, że my zajmujemy się kotami, więc co oni mają zrobic.
Więc są u mnie cztery około 2 tygodniowe kociaki.
Były strasznie głodne, wrzeszczały tak głośno, że myślałam, że płuca im pękną.
Jeden z nich jak przyssał się do cyca, to aż ruszał uszami i mruczał jak szalony.
Są najedzone, martwi mnie jeden najsłabszy i jeden z bardzo pękatym brzuszkiem,
mimo masowania, nie zrobił kupki.
Nie mogą u mnie zostać. Nie mam fizycznie miejsca nawet na postawienie kontenerka.
Mam kociaki chore na kk i grzybicę. Chodzę do pracy, nie mnie po 9 godzin.
Już nie ogarniam finansowo mojego stadka. Kompletnie brakuje mi czasu na opiekę nad takimi
Kto pomoże ? One tak bardzo chcą żyć. Przecież nie mogę ich uśpić !





