Miau podczytuję od dawna, naprawdę rozjaśniło mi wiele spraw, pomogło między innymi z wybraniem transportera, ale przede wszystkim przygotowało na wszystko, co związane z nową lokatorką w domu. Najwyższa pora się przywitać.
Do wzięcia kota przymierzaliśmy się (ja i mój TŻ) kilka dobrych miesięcy. Zaczęło się od tego, że kiedy zaczęłam u niego bywać częściej ujął mnie kot współlokatorki. Nigdy nie byłam kociarą, w moim rodzinnym domu zawsze mieszkał pies, ale jak tu się oprzeć tym ogromnym, wiecznie zdziwionym ślepiom? No i z czasem zaczęłam rozglądać się, szukać, aż trafiłam na stronę wrocławskich kotów, zobaczyłam zdjęcie Katji i już wiedziałam, że ona i tylko ona.
Było ciężko, nie powiem. Chociaż zaaklimatyzowała się u nas bardzo szybko, to na początku jeszcze lalo jej się z nosa. Dla mnie to był ogromny stres, bo od pierwszej wizyty u pani Haliny pokochałam ją całym sercem. Na całe szczęście po pewnym czasie (i całej masie tabletek) sytuacja unormalizowała się (choć węzły chłonne nadal ma powiększone, ale weterynarz uspokaja nas, że mogą schodzić nawet do pół roku, ale ja nadal panicznie wyglądam wydzieliny z nosa i nasłuchuję, czy nie wraca uporczywe kichanie) i już, już myślałam, że koniec kryzysu...
...aż nie przyuważyłam, że marudzi nad mięsem. Chrupki połyka w całości, bo małe, ale mięsa nie je, bo trzeba pogryźć. No ewidentnie było widać, że coś nie tak. Diagnoza: zapalenie dziąseł. Aktualnie Katja jest na leku przeciwzapalnym. Oczywiście z tego powodu trzeba było także przesunąć szczepienie... Dlaczego nieszczęścia skupiają się na takiej małej, niewinnej istotce?

Pomimo wszelkich przeciwności losu Katja jest żwawą, wesołą (i bardzo odważną!) koteczką. Bryka po mieszkaniu, polując na komary. Odkąd odkryła, jak świetną rozrywką jest ganiania za sznurkami ciągniętymi po ziemi gardzi wszelkimi innymi zabawkami – nawet ukochanymi dotąd myszkami z sizalu.
Trudno mi opisać, dlaczego u nas przylgnął do niej przydomek „Caryca”, to po prostu trzeba zobaczyć na żywo! W przeciwieństwie do drugiego kota jest typem intelektualistki. Dobrze się zastanowi, zanim wykona jakiś ruch (mój TŻ twierdzi, że jest po prostu leniwa, ale ja wiem lepiej

Z plebsem, to znaczy z drugim kotem (który należy, tak jak wspominałam już, do współlokatorki), niechętnie przystaje. Miałam nadzieję, że będą lepiej się dogadywać. Nie dochodzi co prawda do łapoczynów, ale wielkiej miłości też nie ma. Czasami się wspólnie poganiają, powykradają sobie chrupki z miski, czy też przyglądają się gołębiom za oknem, ale właściwie na tym ich kontakty się kończą. Minął dopiero niecały miesiąc. Może potrzebują więcej czasu? Ktoś ma jakieś doświadczenie w tej materii?
Do mnie przychodzi najczęściej rano, kiedy jeszcze śpię, a ona uważa, że już pora wstawać. To znaczy najwyższa pora zająć się nią. Układa mi się wtedy na brzuchu, albo na boku, bo często tak właśnie śpię, a że jest drobniutka, to nie ześlizguje się, i uruchamia motorek. Mówcie, co chcecie, ale to jest najprzyjemniejsze budzenie, jakie potrafię sobie wyobrazić.

Co więcej? Na dniach przeprowadzamy się. Nie mam pojęcia, jak Katja zareaguje na kolejną zmianę miejsca. Tutaj bardzo szybko przestała chować się po kątach, ale martwię się troszeńkę, tak na zapas...
Dla wszystkich tych, którzy dobrnęli do samego końca bonus: zdjęcia.
Sprawca całego ambarasu Filon, przezywany przeze mnie Tortem z powodu zamiłowania do spania w tortownicy. Tu przyłapany na wieczornej toalecie:

A tu na błogim wylegiwaniu się w transporterze:

Bohaterka wątku w całym swoim splendorze:




Fotka obrazująca, jakiej wielkości jest Katja. Ten laptop to netbook mający 10 cali. Katja, dotąd nie wspomniałam, ma teraz około 9 lub 10 miesięcy:

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i mamy nadzieję, że od czasu do czasu ktoś do nas zajrzy.
