rzeczy popakowane, koty popakowane... czekają na wysyłkę
wczoraj wieczorem postanowiliśmy wziąć Kreta na smycz i udać się z nim na mini spacer, bo chłopak coraz śmielej wybiega na klatkę i coraz dalej. pomyślałam: niechybnie chce wyjść. no to wyszliśmy. ło matko... dobrze, że nikt z TOZu tego nie słyszał, bo Kret zaczął drzeć mordę jak stare prześcieradło!!!!!!!!!!!!!! jakaś kotka na pomoc mu przyleciała z kompletnie innego miejsca!!!

na koniec, jakimś cudem, wywinął się z szelek i uciekał od nas po krzaczorach, a my za nim - no kretynek no!!!

ale w końcu udało mi się załapć go za wsiarz i zanieść "bohatera" do domu

a w domu, to oczywiście kochany kotecek i nawet przybiegł na moje zawołanie... ehhh koty
pomyśleliśmy potemo Cyganie, bo w sumie to on wcześniej wychodził czasem. sam. ale on jest taki wielki i gruby, że szelek takich nie mamy

chyba trza się zaopatrzyć lub pożyczyć...
