to prawda Jola że Smartuś nie był zbyt łaskawym kotem.
Nam też doskwierało to że nigdy,przenigdy odkąd skończył z kocięctwem,nie przyszedł sam ,z własnej woli do człowieka na kolana ani po głaski.
Przychodził,owszem, na stół po codzienną porcję mlesia i czasem po kawałek berlinki-to jedyne co z ludzkiego potrafił czasem skubnąć,bardzo nas tym zaszczycając..
Ale tak przecudnie,całym rozwatym pysiem "koparował" swoje ulubione suche, tak pięknie i dumnie tłukł na boki ogonkiem przechadzając się po oparciach kanapy-że "znowu zajęli moje miejsce

", taki cudny brzusio wywalał podczas snu.
Jedyna okazja aby go utulić to właśnie ten futrzaty, pachnący pięknie brzucholek-aż się prosił aby wycałować..
ech-nie będzie już drugiego takiego kota..
ja tez wszystkiego bym się spodziewała ale nie tego że tak wcześnie skończy się jego życie..miał zaledwie 3 lata,ale ta podła choroba zabiera właśnie młode kotki..
na szczęście ostatnio Smartuś nie był zbyt wylewny do Kropki-tak jakby odsuwał ją od siebie świadomie...
Ale Kropunia odprowadziła go w ostatnią podróż..
Ja też jestem już o tym przekonana że wszystko co się dzieje dzieje się po coś i rozumiemy to dopiero po czasie.
Tylko dlaczego w naszym życiu nic nie może się zdarzyć normalnie-każda,z pozoru głupia historia, przeradza się w materiał na książkę sensacyjną..czasami jestem przerażona "ciekawymi zbiegami okoliczności" które nam się wciąż przytrafiają...