Nic.
Muszę napisac o Lucynce. Cudo terrorystyczne z niej wyrasta. Przepięknie grucholi, pcha się pod kołderkę, na kolana, do tulenia... i przewraca oczyskami czarując ludziów.Kotami się nie przejmuje.Mogą nie być inne na świecie. Choć jak leżą blisko to przełknie jakoś afront.Jak coś dziewuni nie tak podchodzi, potrafi dać wybitnie do zrozumienia namolniakom.Paca, prycha i pyskuje.Jest mała ale ma w sobie "jaja" i ustępują jej. Pije tylko ze źródełkowej fontanny, je tylko "swoje" chrupki, śpi już czasem gdzie indziej zajmując najlepsze miejsca. Jednak w brodziku szuka ukojenia po trudach dnia i bliskim kontakcie z tałatajstwem. Wie doskonale,że jest faforyzowana z jedzeniem nawet. Czasem wygląda tak, jakby specjalnie się z nimi drażniła stojąc i nie jedząc z miski. Po kąpieli człeka czeka grzecznie na wytarcie kabiny i włożenie na powrót komnaty sypialnej. Wchodzi potem, maca łapeczkami, sprawdza poziom wody i siada nad michami. Bo mimo,że lubi tylko fontannę,

lubi by w brodziku miska stała także z wodą.
Lucuś nam za to schudził się.Ale dalej taki wariatuńcio i bobasowy memłacz.Dalej łapinkę ciumcia jak zasypia.Stracił jednak dziecinną okrągłosć buziaczka. Lisiczek się z niego zrobił. Gdyby nie mega apetyt martwiłabym się jego wiotką postacią.To kot co inne koty strasznie molestuje zabawowo.Najlepiej wychodzi mu "pogoń kota"

Pogoni tego ,który mu w łapki wpadnie.Nie ma ulubionych zagonionych.Sama przyjemność się liczy.