Anakin doszedł do siebie i nadszedł czas żeby zająć się drugim gagatkiem. Mianowicie od jakichś dwóch lat mój niekastrowany 5 letni syberyjczyk ma łojotok. Przynajmniej ja tak to zdiagnozowałam: tłusta nasada ogona, czasami do tego stopnia, że muszę mu tam wycinać włosy, żeby nie zlepiały się w jeden wielki kołtun. Włosy na grzbiecie też tłuste. Rok temu na plecach znalazłam u niego jakąś dziwną, białą grudkę z widocznymi cieniutkimi żyłkami. Pojechałam do weta w Toruniu, ale jak usłyszałam, że kot ma łojotok a to są po prostu jakieś brodawki, to mi trochę ręce opadły:/ Podejrzewam, że to jest zapalenie gruczołów łojowych, bo kiedyś przy czesaniu naruszyłam tą "brodawkę" i to co jest w środku ma konsystencję smalcu. Zamierzam udać się z tym do weterynarza, pytanie jednak, czy to się da skutecznie wyleczyć? Od razu odpowiadam na pytanie o kastrację: kot nie wychodzi z domu, nie znaczy terenu, ogólnie zachowuje się jak wielki kociak toteż uznałam, że nie ma sensu go odjajczać
