Dzięki tysiąckrotne za wszystkie komplementy i miłe słowa.
Przepraszam, że mnie znów nie ma, ale mam tu urwanie gwizdka. Wczoraj mieliśmy gości i jeździliśmy z Polcią na golenie.
Znów nieziemsko wkurzyłam się na wetów. Pierwotna cena tegoż golenia opiewała na jakieś 150 zł. Miał być "głupi jaś" i golenie takie na pół-śpiąco. Tuż przed zawiezieniem jej do lecznicy coś mnie tknęło i zadzwoniłam raz jeszcze. Radosna młódź podsumowała rzecz całą i wyszła jej niebagatelna kwota... 240 zł. Z zębami Jożika - ponad 500... Odpadłam. To trochę mniej niż 1/3 mojej wypłaty. Pytam, skąd tak drastyczna nagła zmiana?! Doszli do wniosku, że będą golić mi kotkę pod pełną narkozą i z badaniami przed (co jest zrozumiałe, ale za taką sumę nie do przyjęcia).
Pytam, jak to możliwe, skoro ona BYŁA już golona rok temu bez narkozy. Skąd nagle taka decyzja. Dziecię po drugiej stronie linii zaczęło się plątać w zeznaniach, więc rzuciłam słuchawką i zaczęłam szukać innej lecznicy.
Znalazłam. Polcia ma piękny fryz zrobiony na leciutkim oszołomieniu. Bez wymiotów, narkozy, osłabienia i Bóg wie, czego jeszcze.
A golić ją muszę, bo - dla tych, co nie znają jej historii - to starsza pani, znaleziona, nigdy nieczesana, nienawidząca, gdy ktoś dotyka jej brzucha. Dużo już osiągnęliśmy pod względem higieny, ale w natłoku moich ostatnich zajęć golenie okazało się najlepszym rozwiązaniem. We wtorek robimy porządek z zębami Joża.
Bolek czuje się świetnie. Wariuje, lata, podskakuje, szaleje i z oślim uporem - NIE ROBI KUPY

Nie mam już siły do tego zatkanego smarkacza. Podaliśmy laktulosę i jak dziś nie ruszy, damy chyba troszkę oleju parafinowego. Zbijamy też wreszcie kojec, bo dotąd hasa nam po łóżku. Mięsku mówi stanowcze "nie-e"! Z kotami realcje układają się nieźle, chociaż Czesiu warczy i syczy nadal.