"Znaleźliśmy dwa kociaki, są chore, zimne, mają zaklejone ropą oczy, nosy.
Są malutkie, leżą w trawie, matki nie ma. Weźmie je pani, czy mamy je utopić, żeby się nie męczyły?"
No i przyjechały. Rzeczywiście były w takim stanie, zwłaszcza jedno z kociąt.
Brzuszek miała pusty i wklęsły i jak pęknięty balonik, wszystko zaklejone ropą.
Oczywiście były u weta, antybiotyk. Małe jeszcze nie potrafią same jeść.
Karmię je butelką, ale nie chcą jeść, a raczej nie chciały. Dziś nastąpił przełom.
Małe zaczęły mi zlizywać z palca miksowanego kurczaka i to wreszcie bez przymusu.
A teraz poznajcie je czarnobiała puchata Bi. Ona właśnie była w tym gorszym stanie.
Dzis wygląda już jak kociak, chociaż jest jeszcze leciutka jak westchnienie.


Druga Tri ma lekko przedłużoną sierść. Obydwie to koteczki, mają śliczne, małe uszka.
To stoczniowe kociaki. Cieszę się, że z każdym dniem lepiej wyglądają.

