O tym, skąd ten Tygrys wziął się w Krainie Niebieściuchów przeczytacie tutaj: viewtopic.php?f=1&t=141938
Ponieważ wiele ważnych wydarzeń przed nami, zakładam kolejną część wątku.

Podsumowanie: Boluś został znaleziony wraz ze swoim rodzeństwem na wysypisku chemikaliów pewnej firmy. Kocięta nie miały jeszcze tygodnia, gdy do nas trafiły. Po dwóch dobach walk, braciszkowie Bolusia odeszli. Płuca przestały funkcjonować. Tej nocy byłam przekonana, że rano Boluś albo się nie obudzi, albo będzie w stanie agonalnym. Tygrysio przeżył i żyje po dziś dzień, czyli 3 tygodnie i 3 dni (na oko). Je nieprawdopodobnie dużo, chodzi, siedzi i miewa niekiedy kłopoty z wypróżnianiem.
Wspina się jak małpiątko, czego moja starszyzna może się od niego uczyć.
Ma bielmo na oczku, pozostałość po jednym z problemów pierwszego tygodnia.
Rano (!! - to istotne

Od poniedziałku rozpoczynamy naukę jedzenia z miseczki.
EDIT: Niebieściuchy z mojego podpisu nadal ignorują obecność Bolusia. Gdy malec idzie w stronę Czesia, ten groźnie warczy i syczy, ale nie próbuje zrobić małemu krzywdy.
Boluś ma domek. Chyba nie najgorszy. Nasz.
