Zakocona pisze:15 maja,po wizycie u weta, odeszła nasza 20 letnia Micia. Zabił ją olbrzymi ropień na łopatkach i stres, związany
z wizytami u weta.
Mogła jeszcze pożyć. Wyniki nerkowe nie były najgorsze. Bardzo mi żle z tą myślą, że może ją zainfekowałyśmy przy kroplówkach, chociaż igły były zawsze sterylne.
Przykro mi.
Mój kot po przeszło miesiącu intensywnego nawadniania chyba powiedział dość. Nie sprawiał wrażenia chorego, stan wręcz jakby się polepszał, a w każdym razie od wielu dni był stabilny, sporo jadł. Nagle zaszył się w bezpiecznym miejscu, z którego ani myśli się ruszyć już od półtorej doby. Nic nie je, wodę pije tylko kiedy podstawię mu miskę pod sam nos, ale szybko kończy i odchodzi na kilka kroków. Nie widzę sensu go wyciągać i na siłę uszczęśliwiać, tym bardziej, że jestem przekonany, iż i tak tam wróci. Sądzę, że nie wytrzymał już psychicznie ciągłego stresu związanego z poczuciem, że chcemy mu zrobić krzywdę, mimo że same kroplówki znosił już bardzo grzecznie. Chyba czas zmierzyć się z brutalną rzeczywistością i pogodzić się z tym, że mój puchaty przyjaciel poczuł powołanie na tamten świat...