U nas działa przytulisko dla wyłapanych zwierzaków, które od miasta wyciąga ogromna kasę za wyłapywanie i utrzymywanie psa. Ok.110 zł za dobę (jak w najlepszym hotelu). Jesli komuś zginie psiak, a oni go wyłapią, trzeba zapłacić za niego, żeby można było go odebrać. Dlatego ludzie, których na to nie stać, nie odbierają swoich psów i są wywożone do schroniska ( w zeszłym roku do Mielca, teraz nie wiem).
4 miesiące temu powstało stowarzyszenie. Jest w posiadaniu 3 kojców dla zwierzaków. Koszty ich utrzymania pokrywa miasto, do tego leczenie i sterylizacje, opieke sprawują wolontariusze. Osoby starsze i młodsze.
Może nie do końca jeszcze działa to, jak powinno, ale na razie się uczymy. Wszyscy są zadowoleni, urząd słucha naszych sugestii i pomaga, współpraca układa się dobrze.
Dlaczego ludziom tak trudno sie porozumieć. Przecież odrobina dobrej woli wystarczy, żeby był wilk syty i owca cała. Od nas nie wywozi się zwierzaków, tylko szuka im domów. Od lutego 19 psiaków znalazło dobre, nowe domy, w tym szczeniaczki.
Nie rozumiem, dlaczego tak trudno się czasem dogadać. Przecież wolontariusze to bezpłatna siła robocza, ludzie, którzy robią to z pasji i dobrego serca, nie z przymusu, najlepiej jak potrafią. czasem jest trudno i trzeba iść na kompromis.
Ale
do tanga trzeba dwojga...niestety .
Nie poddawajcie się. Co się źle zaczyna, to się dobrze kończy - podobno
