» Śro maja 16, 2012 11:30
Re: koty u pinokio_ akcja testowania i szczepienia trwa
Słuchajcie, kazda zWas ma racje. A ja napisze jeszcze raz, ze kto nie ma na co dzien takiej ilosci zwierzat, nie jest nawet w stanie miec wyobrazenia jak to jest. W kazdym pomieszczeniu sa psy, koty, koty oddzielone, psy pooddzielane. Nie ma miejsca zeby usiasc, zjesc spokojnie. Nie ma normalnego snu. Jak nie sranie w kuwety, gdzie smrod budzi i nie przewrocisz sie na drugi bok zeby zasnac ponownie, tylko trzeba wstac, wywalic kupe kocią. Jak juz zapale swiatlo i wstane, zaczyna sie wedrowka starych psow, ktore robia gdzie stoją. Jak jednego lapie na rece i wyniose na siku, to jak wracam juz inny stary nasikal lub kupala wywalil na podloge. Ok. ogarnelam i klade sie, bo jest np. dopiero 3 godzina. Czesto bywa, ze juz sie nie klade, bo po kolei sie zaczyna. Np. kiedy gasze znowu swiatlo zauwazam, ze nie ma wody u psow w jednym z pokoi, no to wracam po wode. Wracam a w miedzy czasie obudzila sie kolejna suka starucha, bo jakis pies ja tracil przechodzac, wiec jak sie obudzila, to trzeba wypuscic, bo nie bedzie czekac, bo stara jest i narobi. Po drodze poszlo jeszcze kilka i trzeba jak wrocily z sikania(bo w nocy dosc szybko wracają), podloge wytrzec, a nawet umyc, bo rosa i nie wszedzie trawa i lapy brudne i slady. Jak na biezaco nie zrobie tego, to koty chodzace po takiej podlodze niosa na lapach slady na wanne, na meble, na posciel.
Koty zalatwiaja sie do trocin drzewnych, bo na zwirek majatek trzeba wydac przy takiej ilosci. A jak trociny, to na lapach wiorki niosą wszedzie. Na meble, na lożka, na podlodze najwiecej. Prychajace koty napierniczaja po scianach flukami, po oknach, po meblach. Siedzi taki Maniek, cieknie mu z pyszczka po telewizorze, bo tam akurat sie usadowil. Wszystko zaklektane, trzeba na biezaco wycierac, bo wystarczy, ze jeden dzien nie zrobie, juz jest syf, ktory nie sprzyja ich zdrowiu, a i mojemu rowniez.
Na podworku kolejne psy, ktore wala kupale niemilosiernie. Kopia jamy, potrafia sciagnac cos upranego ze sznura i poszarpac na kawalki. Trzeba posprzatac. Wymieniac wode co najmniej w 10 pojemnikach, bo sa psy, ktore chodza sobie i taplaja sie w wodzie, ktora jest co jakis czas z blotem. Gryza, rozszarpuja pluszaki. Wszystko do sprzatniecia nieprzewidzianego. Po drodze "sto" telefonow, watki, pw, zdjecia. To wszystko robie ja, sama samiutenka. Po drodze sterylizacje, ciagle jazdy, wyjazdy. Po drodze moi starzy rodzice. Po drodze bywalo, ze byli Warszawiacy. Cala zime ciaganie drewna, palenie w piecach, wynoszenie popiolu. Tony smieci do ogarniecia, puszek po konserwach. Jakies zakupy, pranie, ktorego co nie miara, bo trawe jedza, potem potrafia juz w domu na poslania wyrzygac, lub zwyczajnie brudza lapami i siersc z nich sie sypie. Rowniez podawanie lekow, gotowanie niektorym psom, kotom. Trzeba pilnowac zeby inne im nie pozjadaly.
Jestem wiecej jak pewna, ze nie kazdy dalby rade.
Na szczescie nikt mi nie kaze robic tego wszystkiego, tylko ja sama, z milosci, zalu nad tymi zwierzetami robie to z checią. Czuje sie spelniona, lecz nie do konca mam racje, bo uwazam, ze np. moj syn zostal przeze mnie w pewnym stopniu skrzywdzony. Zamknelam mu droge do miasta, nie mial warunkow na normalne zycie, nie mial matki w wystarczajacej potrzebie. Jest wolny, mlody i nie koniecznie musial mieszkac na wsi i robic to co ja. Wyjechal, ale raczej zaczyna isc zla drogą, a ja jestem daleko i nie wiem jak go zawrocic. Matka stara, po udarze, cukrzyca. Ojciec rak. Sami oboje, nie ma komu zawiezc do lekarza, zrobic zakupy. Pranie ciagam na wies i dwa razy w tygodniu musze byc zeby im pomoc. Na razie nie leżą, rozumieja moje zycie, ale co ja czuje? co bedzie dalej?
Pisze o tym, nie po to ze mam jakies pretensje, czy zal. Pisze, zeby wytlumaczyc sie choc troche z tej mojej nie odpowiedzialnosci niejako. Przyznaje sie bez bicia, ze faktycznie zbyt wiele wzielam na siebie i pogubilam sie ostro. Mialo byc inaczej. Ale kiedy zaczela nadchodzic od Was i od dogomanii pomoc, ja chcialam zasluzyc i pokazac za wszelka cene, ze nie jestem zbieraczka, ze nie chodzi mi o to, ze tyle tu nieszczescia, to ja zgarniam i sie opiekuje. Przeciez wydaje do adopcji. Staram sie przygotowac na miare mozliwosci do wydania. Sterylizuje, szczepie, zakladam ksiazeczki. Jak trzeba zawsze zawioze nawet po to tylko zeby pokazac jakiegos pieska. Czesto bywa, ze nie chca ludzie, bo sie nie spodobal. Zalozenie bylo ze pomozecie wydac, a ja bede miala lzej. No ale ciagle cos nowego, potrzebujacego pomocy.
Kochani, nie uzalam sie, lecz ciezko haruje, na prawde. Nie mam kolezanek, rodzina dla mnie nie istnieje. Jak wpadam do rodzicow, to zawsze pedem. Robie po drodze zakupy, wrzucam, szybko poodkurzam, zmienie np. posciel, zabiore pranie, buzi, buzi i tyle mnie widzieli. Mama moja bardzo potrzebuje porozmawiac. Mam telefon w plusie, bo ona ma jakis pakiet, ze do mnie moze za 5 groszy caly zien rozmawiac. Dzwoni kazdego dnia i zawsze mnie pyta jak ja sie czuje, a ja mowie, spoko mamusia nic mi nie jest i przepraszam, ze nie pogadam, ale cos tam. . . i paaa.
Kochane, zlote kobiety, ogarne wszystko, bo mam Was. Potrzebuje tylko troche czasu. Choroby kocie spadly na mnie dosc nieoczekiwanie i nie moge sie polapac w tych testach, szczepionkach, chorobach, lekach. Pomalu zaczynam kumac o co chodzi. Ja sie nie poddam, poslucham Was i zrobie wszystko, co powiecie.
Nie gniewajcie sie i zrozumcie, prosze.