Bardzo by nam się przydał bazarek i nowe pomysły na zdobycie funduszy

Jak się okazuje wszystkiego mamy za mało oprócz kotów

Nie potrafimy spłacić faktury u weta, o karmie nie wspomnę. Z dotacją mamy mase roboty, ale to fundusze przeznaczone dla kotów podwórkowych, nie naszych. Korzystamy jedynie z możliwości sterylizacji, ale potrzeby są tak wielkie, że i tego niebawem braknie. Mi ostatnio koty same wchodzą do transporterków
Na jednym z podwórek, które sprawdzałyśmy w ramach zgłoszeń karmicieli przyszła do mnie kotka, dokładnie przyszła i bez sprzeciwu weszła do transporterka.

Wkurzyłyśmy się tym podwórkiem, bo jedna z karmicielek twierdziła, że tam koty dokarmia i sytuacja jest tam tragiczna. Nie potrafi złapać kotki, a ta rodzi na okrągło kociaki, które giną. Ostatnio rzekomo znalazła tam kociaki bez głów itd, itd....
Byłyśmy tam w sobotę i zastałyśmy suche, puste miseczki. Śladu jedzonka nie było ani trochę, nawet wody nie było. Naliczyłyśmy wtedy 4 koty, w tym kotkę, która do nas przyszła, dwa podrostki ubiegłoroczne i jednego dużego czarnego kota wyglądającego na kocura. Kotki w tym dniu nie zgarnęłyśmy, bo musiała by u nas przesiedzieć niedzielę i dopiero w poniedziałek mogła by dojechać do weta.
W niedzielę sytuacja wyglądała inaczej. Na miskach było dużo jedzenia i kotów w okolicy nie było widać.

Dopiero po zawołaniu pojawiła się kotka i jeden podrostek. Kotka, bardzo ufna, dała się głaskać, natomiast koteczek trzymał się z daleka, a że nie był głodny nie pomogła nawet klatka łapka.

Podwórko jest duże i trudno dobrze ustawić klatkę.


Następnego dnia chciałyśmy spróbować ponownie łapać pozostałe koty, ale sprawa się skomplikowała.
Ja musiałam wrócić już do pracy i akurat miałam popołudniową zmianę. Po południu do sklepu Ada przywiozła mi kotkę już po sterylce. Okazało się, że kotka była już zaciążona i miała by sześć kociaków
Jak wiadomo do Ady koty też pchają się same i jak wyjeżdżała ode mnie jakiś kot chciał jej wejść do samochodu. Ponieważ miał adresówkę Ada chciała sprawdzić czy to kot z okolicy, czy może komuś nawiał z samochodu, bo rzecz się miała na parkingu. Kotka zachowywała się tak jak by miała rujkę, ale po chwili wystraszyła się czegoś i nawiała, Adzie została część adresówki w ręce.
Zadzwoniła na podany telefon, ale kobieta która odebrała nie była informacją zainteresowana. Stwierdziła, że kotka wychodzi i z pewnością wróci do domu. Nie zaniepokoił jej fakt, że kotka uciekła w stronę ruchliwej ulicy i że jak na kotkę wychodzącą zachowywała się dziwnie, tzn. nie była nic, a nic ostrożna.
Wieczorem zastała ją na jednym z "moich" podwórek. Nigdy wcześniej jej tam nie widziałam. Kotka wyglądała na wystraszoną, ale też rujkującą. Ocierała się o drzewa, murek i w końcu podeszła do mnie. Jeszcze nie wiedziałam o przygodzie Ady, bo dopiero potem zdzwoniłyśmy się do siebie. Kotka miała tylko adresówkę bez adresu, więc nie mogłam stwierdzić skąd jest. Wzięłam ją do siebie, bo pomyślałam sobie, że kota trzeba wyciachać, a jak ktoś ją będzie szukała to oczywiście z przyjemnością oddam, bo nie narzekam na brak kotów. Tak więc tego dnia nic nam już nie wyszło z łapanki, bo zrobiło się późno.
Następnego dnia, wybrałam się po pracy odnieść kotkę, bo już dzięki Adzie znałam adres. Kotka trafiła do swojego domu. Z informacji wynika, że jest wysterylizowana

. Widocznie jesteśmy z Adą przewrażliwione
Wracając, wstąpiłam na podwórko nakarmić koty. Na podwórku był kocurek, o którym już kiedyś pisałam. Biały z rudymi plamkami. Widywałam go już od zimy, ale rzadko. Trudno było go zabrać, chociaż podchodził, bo nigdy nie miałam transporterka. Tym razem miałam i kot wlazła do środka cały czas gadając do mnie. Fred, bo tak go nazwałyśmy, nie miauczy, nie mrauczy tylko gada łał, łał, łał...lekko ochrypłym głosem. Wydawała mi się wcześniej, że to stary kocur, bo okropnie wyglądał, ale teraz okazuje się, że on może nie mieć jeszcze roku. Ząbki ma jak by mu dopiero co nowe wyrosły.
Fred zaraz po ulokowaniu w klatce:


