Nadbużańskie koty - do zamknięcia

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie kwi 22, 2012 15:20 Re: Nadbużańskie koty - Romeo

Marta, zacytuję samą siebie.Czy aby nie krzywdzisz kotów? :wink:
A teraz coś, co mnie wczoraj nieco zbulwersowało.Zadzwoniła do mnie znajoma ( forumowiczka !!) i zwróciła uwagę, aby nie wyłapywać kotów z działek, bo one tam mają dobrze.Chodziło o Mikę, bo to jedyna na razie działkowa kotka.Usłyszałam, że miała tam dobrze, że była podkarmiana i po co ją było zabierać? Na moje, że bez oczka, że potrzebna była operacja, że miała świerzb taki, że aż miała poszarpane uszka, ma białaczkę i że była NIE WYSTERYLIZOWANA była odpowiedź "no to co".Działkowe tak mają, ale są szczęśliwe.Zostałam uprzedzona, że jest też mama karmiąca maluszki i żeby przypadkiem jej nie zabrać. Kotki są na tyle oswojone, że bez problemu można je złapać i ciacnąć.Ale po co? :wink:
Usłyszałam też, że wolno żyjących kocurów nie kastruje się, że to zbrodnia.Czy tak? Może ktoś mi odpowie, bo ja na wolno żyjących znam się mało, trafiam zwykle na domowe, wyrzucone.
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Pon kwi 23, 2012 14:44 Re: Nadbużańskie koty - Romeo

ewar pisze:(...)Zadzwoniła do mnie znajoma ( forumowiczka !!) i zwróciła uwagę, aby nie wyłapywać kotów z działek, bo one tam mają dobrze.
Usłyszałam też, że wolno żyjących kocurów nie kastruje się, że to zbrodnia.Czy tak? Może ktoś mi odpowie, bo ja na wolno żyjących znam się mało, trafiam zwykle na domowe, wyrzucone(...)

No pewnie, mają superowo. Tak może powiedzieć ktoś kto nie ma odrobiny wyobraźni, skoro fakty też nie przekonują. Śmiertelność jest ogromna, ale skoro ktoś uważa to za selekcję naturalną, ma do tego prawo. Ja mam inne zdanie. Ostatnie przypadki u nas: niewykastrowany kocur zagryzł kilka maluchów, psy rozszarpały kilka kotów, nie chcę już nawet myśleć ile z nich zmarło zimą z powodu niskich temperatur.
Nie wszystkie działkowe nadają się do adopcji, ale wiele wręcz garnie się do człowieka. Chociaż są też wyjątki. Dla mnie przykładem jest Karolek. Ja już nie wypuszczę tego kota. Wygląda nieciekawie, wciąż jest brudny, bo ślini się i nie doczyszcza. To płochliwy kot z działek, ale do mnie zawsze wychodzi i wita się. To kot, który jest bardzo niezaradny życiowo, taki gapa, niemota. Na wolności nie dałby sobie długo rady. Teraz jest bezpieczny i widzę po nim, że bardzo sobie ceni ten bezpieczny azyl. Na wolności, raczej wcześniej niż później uległby tak zwanej selekcji naturalnej.
Wykastrowane kocury nie wdają się tak często w bójki co zmniejsza ryzyko infekcji, powikłań, w efekcie chorób nerek. Są ostrożniejsze, myślą o zdobywaniu pożywienia a nie zaspokajaniu popędów. Dzięki temu nie tracą energii tak potrzebnej do utrzymania zdrowia. Nie przenoszą między sobą chorób drogą płciową. Nasz działkowy Rudy po kastracji stał się kotem bardziej ,,stacjonarnym" wciąż gdy jestem na działkach to widzę go po sąsiedzku na tarasie domu u Pani, która też dostała od nas karmę, żeby go i kilka innych kotów karmić. Wcześniej się włóczył, teraz się zadomowił i z pewnością jest bezpieczniejszy, bo rzadko opuszcza ogrodzony teren. Wiosną wygrzewa się w słonku zamiast uganiać się za kotkami, łapać choroby np. białaczkę, którą drogą płciową można załapać, nie gryzie się z kocurami.
No, ale skoro niektórzy uważają za zbrodnię podarowanie kotu lepszej jakości życia, to ja nie będę wdawała się w dyskusję, bo nie chcę się zdenerwować, a wzajemnie do swoich poglądów się nie przekonamy.
Ja mam kilkuletnie, a więc niewielkie może jeszcze doświadczenie z kotami działkowymi, ale robię to systematycznie, potrafię wyciągać wnioski z własnych obserwacji, a wnioski te nasuwają tylko jedną refleksję: kastracja jest czymś bardziej humanitarnym niż przyglądanie się ile maluchów na wolności nie dożywa do wieku dojrzałego.

I nie jestem zwolenniczką wyłapywania wszystkich kotów, które spotkam na swojej drodze, ale dbam o zabezpieczenie ich losu, poprawy jakości ich życia a kastracja jest jednym z głównych czynników w tych staraniach.

ewar pisze:Usłyszałam, że miała tam dobrze, że była podkarmiana i po co ją było zabierać? Na moje, że bez oczka, że potrzebna była operacja, że miała świerzb taki, że aż miała poszarpane uszka, ma białaczkę i że była NIE WYSTERYLIZOWANA była odpowiedź "no to co".Działkowe tak mają, ale są szczęśliwe

Ręce mi opadły, nie będę komentowała.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon kwi 23, 2012 19:22 Re: Nadbużańskie koty - Romeo

Dzięki za odpowiedź :1luvu: Marta, poważnie pytam, bo masz doświadczenie z działkowcami, ja zaś dość mizerne w porównaniu z Tobą. Brałam z działek domowe miziaki, nie trzeba było klatki-łapki.Teraz będziemy łapać koty spod huty.Są zadbane, jedzenie mają, schronienie również.Słyszałam, że jeśli pojawi się raptem kastrat, inne go będą krzywdzić.Nie chcę im wyświadczyć niedźwiedziej przysługi.Nie damy rady złapać wszystkich na raz. Co robić? Kotki ciachniemy na pewno, ale kocury?
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Pon kwi 23, 2012 21:29 Re: Nadbużańskie koty - Romeo

ewar pisze:Dzięki za odpowiedź :1luvu: Marta, poważnie pytam, bo masz doświadczenie z działkowcami, ja zaś dość mizerne w porównaniu z Tobą. Brałam z działek domowe miziaki, nie trzeba było klatki-łapki.Teraz będziemy łapać koty spod huty.Są zadbane, jedzenie mają, schronienie również.Słyszałam, że jeśli pojawi się raptem kastrat, inne go będą krzywdzić.Nie chcę im wyświadczyć niedźwiedziej przysługi.Nie damy rady złapać wszystkich na raz. Co robić? Kotki ciachniemy na pewno, ale kocury?

Nie wiem, może ktoś miał takie doświadczenie, że kastraty były atakowane przez pełnojajecznych. U mnie na odwrót. Kastrat przestaje być zagrożeniem czy konkurencją i przeciwnikiem. Może zostać przegoniony jak każdy inny kot czy kotka ale zwiększonej agresji z pewnością nie zaobserwowałam, wręcz przeciwnie. Kastrat to już nie rywal.
A wykastrowanie wcale nie oznacza, że kot gorzej sobie radzi. To się raczej ma charakterem, rozumem i doświadczeniem. A kastracja tylko te cechy wzmacnia, gdyż kot nie poddaje się ,,głupawce" czyli ślepemu popędowi. To moje obserwacje.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon kwi 23, 2012 21:36 Re: Nadbużańskie koty

A tak dodam jeszcze co do szczęśliwych kotów działkowych: od bardzo dawna nie widuję Szaroty. Może się z nią mijam, może gdzieś się wykociła, a może już jej nie ma . . .
Wciąż tam jeżdzę z klatką łapką, ale ona nie przychodzi. Czy szczęśliwe życie na działkach ma oznaczać krótkie życie? Ale może po prostu się z nią mijam. Dozownik jest całodobowo, więc może przychodzi o innych godzinach na jedzenie.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto kwi 24, 2012 6:23 Re: Nadbużańskie koty

Dziękuję :1luvu: Uspokoiłaś mnie.Czytałam też gdzieś na forum, że w jakimś stadzie właśnie kastrat jest przywódcą, ale musiałam się upewnić.Nie będziemy zabierać stamtąd kotów, nie ma takiej potrzeby, są karmione, mają świeżą wodę, przyzwoitą budę, ludzie o nie dbają.Chodzi tylko o to, aby się nie rozmnażały.Na terenie huty są setki kotów i zawsze będą, to ogromny teren, ale tam już nie wejdziemy.
Kciuki, aby Szarota się odnalazła :ok: :ok: :ok:
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Czw kwi 26, 2012 10:48 Re: Nadbużańskie koty

Szarota odnalazła się. A nawet więcej. Mam ją złapaną. Była dziś bardzo głodna i sama weszła mi do transportera, w którym wyłożyłam mokrą karmę. O 14 tej u weta podejmiemy decyzję co do sterylki. Jeśli okaże się, że są sygnały, że ma maluchy to niestety zawiozę ją na działkę do dzieci. Teraz niepokoję się o ten werdykt.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Czw kwi 26, 2012 20:42 Re: Nadbużańskie koty - Szarota złapana

Szarota już po sterylce aborcyjnej. Tak się cieszę, że w końcu ją złapałam i ciachnęłam. Okazało się, że kocica wazy prawie 5 kg. Godzilla. Na razie jest przymroczona i pozwala się głaskać. Muszę ją trochę przekonać do siebie, przecież przed nami pięć dni zastrzyków. Oczy wielkie, przestraszone, nie wie o co chodzi.
Weci gdy ją zobaczyli podejrzewali jakąś chorobę, zeschnięty płód lub jakąś inną patologię. A ona po prostu jest gruba.

Obrazek

Obrazek
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Czw kwi 26, 2012 21:57 Re: Nadbużańskie koty - Szarota złapana

Super, że Ci się udało Marta :D

Szarotka jest przepiękna, a że grubiutka to co ? Jak karmisz - tak wygląda :D :1luvu:

Wracaj do zdrowia koteńko :kotek: :1luvu:
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7330
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Pt kwi 27, 2012 5:44 Re: Nadbużańskie koty - Szarota złapana

Cieszę się, że udało się ją złapać i to zanim urodziła.Nie lubię sterylizować aborcyjnie, ale lepsze to, niż usypianie ślepych miotów.Ładna jest ta kotka :1luvu:
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Pon kwi 30, 2012 18:40 Re: Nadbużańskie koty - Szarota złapana

Szarota do soboty, do zdjęcia szwów wczasuje się u mnie. Zastrzyki bez problemu dała sobie zrobić. Po tej kotce jak i po innych wolnożyjących, które przetrzymywałam widać jak stres odpuszcza. Te koty wręcz upajają się spaniem. Przecież na wolności taki kot nie wysypia się. Wszędzie pełno zagrożeń, sen jest czujny. A Szarota rozwalona jak hrabina jakaś leży.

Obrazek Szarota

Obrazek

A dziś wyposażona w klatkę łapkę pojechałam na działki łapać dwie młodziutkie koteczki - siostrzyczki: Beti i Gabi. Nie mają roku, ale obie już były w ciąży. Młodziutkie to wścibskie i głupiutkie, szybko zainteresowały się jedzeniem w klatce i praktycznie bez zbędnej zwłoki weszły do niej. Obie dziewczynki są już po sterylkach. Są bardzo bojące. Siedzą w kąciku w klatce. Obie są takie malutkie i drobniutkie.

Obrazek Beti i Gabi

Obrazek

Obrazek
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto maja 01, 2012 7:18 Re: Nadbużańskie koty - Szarota, Beti i Gabi po sterylkach

Marta, jak dobrze, że jesteś :1luvu: :1luvu: :1luvu: Wielki szacunek za to, co robisz :ok:
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto maja 01, 2012 10:17 Re: Nadbużańskie koty - Szarota, Beti i Gabi po sterylkach

Ewa, ale ja robię to samo co Ty. I wiele innych osób. Po prostu tak trzeba.

Zastrzyki zakończone więc dziś odrobaczam Szarotę. Ma glisty. Sądzę, że jest bardzo zarobaczona. Podam jej oleje, żeby wylazły z niej martwe, bo mogłyby ją podtruć. Chciałam posprzątać jej dziś klatkę ale ona zupełnie nie wie jak ma mnie traktować, więc nie wyjmowałam jej do transportera, żeby jej nie denerwować. Czasem na mnie syczy i równocześnie mruczy gdy ją głaszczę. Nawet zdażyło jej się zabarankować. Dużo mnie obserwuje tymi swoimi zielonkawymi ślepiami i widać, że stara się zrozumieć czy jestem dla niej zagrożeniem, czy ma sobie odpuścić strachy. W sobotę ją wypuszczę na działkach. Będzie bezpieczniejsza. Nawet w dniu gdy ją łapałam to jakiś kocur cały czas ją dopadał. Biedna nie wiedziała jak się bronić. Przynajmniej będzie już miała od nich spokój. A poza tym weci stwierdzili, że musiała mieć jakieś zaburzenia hormonalne skoro sterylizacja wykazała ciążę, a mimo to kocur interesował się nią. Teraz powinno się wszystko wyciszyć.

Dwie siostrzyczki Beti i Gabi siedzą wystraszone. Są bardzo płochliwe. Nie wiem czy sama sobie poradzę z zastrzykami. Nie zjadły nic od wczoraj.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto maja 01, 2012 20:29 Re: Nadbużańskie koty - Szarota, Beti i Gabi po sterylkach

Beti i Gabi skuliły się w kąciku klatki, obsyczały mnie, ale zastrzyki zrobiłam. No i apetyt im wrócił.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto maja 01, 2012 21:00 Re: Nadbużańskie koty - Szarota, Beti i Gabi po sterylkach

Marta,odwazna jestes!Duze oklaski za to ze dalas zastrzyki dzikim dziewczynom!

lolav

 
Posty: 255
Od: Pon lut 06, 2012 13:25
Lokalizacja: Francja

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 100 gości