Pielucha nie wchodzi w grę. Raz,że Żuniek ma za mały tyłeczek.Dwa, wszystko by się kisiło w odchodach.
Kolejna nocka za nami. Żuniek zjadł troszkę ale tylko dzięki galaretce wyskrobanej z puszki. Potem leki i obróbka. Rana jakby troszke lepiej.Ale ze środka jakieś nici sterczą.Strach pociągnąć i sprawdzić.

Wyobraźnia podsuwa obraz prującego się od środka kota jak w kreskówkach.

Zaliczył malec trzy małe kupinki do kuwety.

To musi mu troszkę ból odpuszczać.
Po pecaniu i boelesnym

myciu dostał mleczko. Jak on je lubi. Radocha wymalowana na pysiu jest radochą dla nas.Niech ma choć małe ale dobre skojarzenia.
Żuniek po każdym grzebańsku długo odtaja. Nerwy powodują ,że trzęsie się jak osika. Danka dziś go wzięła do łóżka i utuliła.
Dziś zaliczyłam aptekę i wykupiłam zapas insulinówek z osobnymi igłami. Jedyna apteka w okolicy co bez zmrużenia oka mi je sprowadza. Strzykawki takie to już relikt retro.
Wydmuszki Lucka wyglądaja okropnie.Jak przegotowane jajo.Tak mu łupinka schodzi. Mniej jednak go boli bo wrócił Lucyfer. Wczoraj Żuk postanowił spać przy mnie.Tylko musiał sobie troszkę udeptać podusię i kocyk. To,że podnosił tyłek w okolicy mego nosa to insza inszosć.Ach, te zapachy.

Haj najlepszy na świecie

Cud,ze zyję

Przyszedł na to drugi kapturnik, Lucek. Też chciał sobie udeptać i uwalić. Tuptanie Żukowe na chwilę ustało za to z gardła wydobył się ryk. Dźwiek jaki rozległ sie wzmocniony przez tubę,najeżył mi włos na głowie.Lucek zrozumiał przesłanie i opuścił wyro

Żuk wrócił do rozsiewania swoich olejków eterycznych i udeptywania.