LunaKlara - wiem, wiem, że ten transporterek, w którym ją zamknęłam jest mikroskopijny (dlatego kupiłam już normalny, plastikowy transporter), aczkolwiek sądziłam, że w tym będzie bezpieczniejsza (nie będzie waliła pyszczkiem o kratę, tylko o miękką siatkę).
Teraz podsumuję wam wczorajszy dzień:
Przez większość dnia siedziały na zmianę w transporterkach. Ziomek zwiedzał nowe mieszkanie, na koniec dnia czuł się już całkiem pewnie. Były syki przez transporterki, jak i syki na mnie ze strony Ziomka. Czasami dawał się pogłaskać, ale tylko wtedy, kiedy miał na to ochotę.
Postanowiłam, że jak wieczorem przyjdzie do mnie mój chłopak, to wypuszczę oba koty. Sama trochę się bałam, że w razie czego nie uda mi się ich rozdzielić. Sytuacja wyglądała następująco - Ziomek chodził sobie wyluzowany po mieszkaniu, bawił się z nami wędką, spał na kolanach chłopaka, natomiast jeżeli chodzi o Ciumę - dla mnie dramat
Cały wieczór siedziała na blacie, trzęsąc się ze strachu i wtulając we mnie. Non-stop pozostawała czujna i reagowała na najmniejszy hałas wykonany przez Ziomka - chciała się na niego rzucać. Generalnie wyglądała na spanikowaną i cierpiącą psychicznie. Może przesadzam i sama panikuję, ale widzenie mojej kotki w takim stanie było dla mnie przykre. Ziomek jakoś bardzo nie chce jej atakować. Spał nawet niedaleko niej - na sąsiednim meblu, jakieś 80 cm dalej. Ale gdyby go zaatakowała, to jestem pewna, że by nie odpuścił. W pewnym momencie nawet powąchali się noskami, potem trochę posyczeli i Ziomek sobie od niej poszedł. Martwi mnie to, że im dłużej byli w swojej obecności, tym Ciuma robiła się coraz bardziej niespokojna, drżąca i agresywna. Jej agresja przejawia się w syczeniu, miauczeniu i chęci rzucenia się na spokojnego Ziomka. Generalnie łapałam ją, kiedy ruszała w jego kierunku. Może źle robiłam, ale z drugiej strony mogłoby to doprowadzić do bójki, poza tym rzucała się zazwyczaj wtedy, kiedy był do niej odwrócony tyłem, co mogłoby go przestraszyć i pogorszyć sprawę - tak mi się przynajmniej wydaje. Co ciekawe, chciała się na niego rzucać również wtedy, kiedy syczał na mnie, lub mojego chłopaka - obrończyni

Jeszcze powiem wam, że mam wrażenie, że Ziomek patrzy na mnie w sposób wyzywający. Trochę boję się do niego wyciągać rękę. Np. staje przede mną i z szeroko rozszerzonymi źrenicami patrzy mi się prosto w oczy. Mojego chłopaka akceptuje, daje mu się brać na ręcę, natomiast na mnie syczy, zapewne ze względu na to, że "śmierdzę" Ciumą.
Wczoraj jak się razem bawiliśmy, to zabawkę, którą Ciuma ma pół roku zdewastował w 15 min - takie ma szpony!
Poradźcie - co dalej robić? Dać się Ciumie na niego rzucić? Zastanawiam się nad Feliwayem, ale nie mam pieniędzy

P.S.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają. To niezmiernie pomaga!
