Moja Maja umarła -miał chora wątrobę którą za późno zdiagnozowano i leczenie nie dało skutków. Była leczona przez weterynarzy którzy wcześniej uratowali ją z bardzo ciężkiej infekcji ale tym razem zamiast rozpoznać chorobę leczyli ją na przeziębienie i kazali czekać. Zabraliśmy ją do innego weta ponieważ stan się nie poprawiał. Okazało się, że nie wiadomo czy uda się ją wyleczyć ale zdecydowaliśmy się walczyć. Jej stan zaczął się poprawiać ale mimo to odeszła. A teraz ja i reszta mojej rodziny na razie nie umiemy się z tym pogodzić. Cały czas wypominamy sobie, ze mogliśmy ją od razu zawieść gdzie indziej.
Nigdy nie sądziłam, że założe taki wątek ale chcę się komus wyżalić, komuś kto być może to zrozumie. Bo moi znajomi na razie stwierdzili, ze nie ma sensu płakać po psie -mogę sobie w końcu kupić nowego...
Ale ten pies od prawie sześciu lat była dla mnie prawie wszystkim, to na nim miałam się skupić podczas leczenia depresji to z nim szlajałam się godzinami po okolicy. A teraz jej po prostu nie ma i nawet nie mogłam się z nią pożegnać poniewaz przez mój durny drugi kierunek nie mogłam wrócić do domu.