miałam taki dzbanek kawowy w domu rodzinnym, TŻ też ma, ale n aranczu. No jakbym się TAKIEJ kawy napiła to pogotowie na bank by nie zdążyło

mam
herzklekoty po takiej z ekspresu ciśnieniowego w pracy, a co dopiero po takiej naprawdę parzonej

a tak lubię kawę

i kiedyś nie było dla mnie dnia bez kawy

Pierwszy poranek po wjeździe do Bułgarii, trza jakie śniadanie skonsumować, bo wszyscy głodni. A byliśmy w 7 osób (w tym 2 nieletnich), jednym autem, "na wariata" - jechaliśmy 2 dzień. Jakaś mieścina, nieważne, JEŚĆ! wchodzimy z TŻ-tem do czegoś, co wyglądało jak nasz bar mleczny i przede wszystkim - kawę
natentychmiast prosimy. Pani bierze plasticzany (sic!) kubek i nalewa z jakiejś machiny piekielnej 3/4 cm od dna. Patrzymy jak na wariatkę: lej dalej, kobieto! wzruszyła ramionami, znów nalała łyczek. Jeszcze! Teraz już wszyscy się na nas gapią. Większość to starsi mężczyźni, widać, że na emeryturze, gazetki czytają, dwóch gra w warcaby... Pani grzecznie nalała. Dorwaliśmy się do tej kawy jak małpy. Łyk i... matko święta. Takiego espresso to ja w życiu nie piłam. To, że mało mi oczy nie wyleciały, a żołądek się nie skręcił w chińskie osiem - to jedno. Ale smak!!!
a teraz co? nawet tzw. śniadaniowa lura i trzęsę się jak osika

a żeby było śmieszniej - ciśnienie to mam od wieków 90/60, więc o co
kaman?
