mojekoty pisze:Alergia mnie już zupełnie nie przekonuje...
Mnie też, bo duszę się i mam koty, ale faktem jest, że astma to ciężka sprawa a dobre leki są drogie. Dlatego wierzę, że nie każdy może się zdobyć na cierpienie zdrowotne i jednocześnie życie z alergenem pod jednym dachem.
Moje całe dzieciństwo i młodość to były codzienne wizyty na pogotowiu, szpitale, kłucie w żyły po 10 razy, bo pękały, sterydy, zwolnienia ze szkoły, sanatoria... Zawsze były zwierzęta i nawet, gdy w testach wyszło, że jestem mocno uczulona (nie tylko na zwierzęta - na wszystko), to rodzice się ich nie pozbyli. Nie mam im tego za złe, bo jestem porąbana na punkcie zwierząt - wolę się leczyć i je mieć, ale na pewno moje życie wyglądałoby inaczej, gdybym mogła wychowywać się bez alergenów rujnujących mi życie... Miałam najcięższą astmę w mieście do 20 roku życia. Teraz wciąż jest ciężka - ale da się żyć. Niemniej jednak zastrzyki ze sterydów robię sobie co kilka dni...
Czasami alergia, jest tylko wymówką, ale jeśli jest i rujnuje człowiekowi życie, to nie potępiajmy, że ktoś oddaje zwierzę. Ja jestem przez astmę i sterydy inwalidką...
Ostatnio wrócił do mnie kociak z Warszawy - z powodu alergii. Nie mam tego ludziom za złe, bo wiem, ze to, jak ja żyję jest niezgodne z rozsądkiem...
Masz dużo, dużo racji, wg mnie, mojekoty. Ja co prawda nie miałam nigdy, jak dotąd, osobiście do czynienia z alergią i tak się z tego cieszyłam, że dzieci moje nie chorowały... A tu klops. Już pisałam o tym, moja najmłodsza córka od ponad dwóch miesięcy ma alrgię i bierze leki. Kiedy ją zaatakowało, to jeszcze wtedy nie odrazu wiedziałam, że to alergia. Miała całą buzię w okropnych łuszczących się plamach. Swędząco-piekących. I wyglądała strasznie.
Leki, dowiedziałam się, które bierze (chyba taki standart: Zirtex, clemastinum, maści) powodują u niej ospałość, co przeszkadza czasem w skupieniu na lekcjach.
A na testy zapisani jesteśmy dopiero w maju...
Teraz jest lepiej, ale ma takie pojawiające się to tu, to tam plamy, również na innych częściach ciała.
Ale już zapowiedziała, że gdyby wyszło, że na sierść, to Thajki i tak nie odda.
Ja się tylko modlę, żeby jakichś duszności nie miała, choć był i taki moment, że w nosie ją kręciło.
I myślę, że zwł. rodzicom jest ciężko patrzeć na takie CIĘŻKIE (podkreślam: ciężkie) postaci alergii. Nie mówię o jakimś przelotnym katarku, ale tak jak np. opisuje mojekoty.
ALE
trzeba też powiedzieć, że niestety ludzie często NADUŻYWAJĄ słowa alergia. Może i jest alergia, ale nie na sierść, ale na samego kota... Jeśli ktoś wie, co mam na myśli. Jest to wygodna forma wymówki, pozbycia sie zwierzęcia, kiedy się np. znudzi. I jeśli ktoś chce, to i tak pozbędzie się zwierzaka i tak. I ja pozostawiam to sprawie czyjegoś sumienia.
I przy okazji Josia
obserwując go
chciałam powiedzieć wszystkim, którzy tu zajrzą,
że
ZWIERZE NIE JEST RZECZĄ. Zwierzę cierpi po rozstaniu z opiekunem. Tęskni. Nasz Joś do tej pory się nie pozbierał. jest dalej apatyczny, smutny. A kiedy go oddawaliśmy był zupełnie innym kotem. Tak więc warto sie 1000 razy zastanowić przed adopcją, poczytać na temat natury kotów: że czasem sikają, że czasem choruj, że skaczą po meblach, ze niszczą kanapy itd. itd.
I potem ew. podjąć decyzję, ze świadomością, że zwierzężyję nawet ok. 20 lat.
Podsumowując:
Rozumiem, takie postępowanie, że ktoś wybiera własne zdrowie. Kiedy po badaniach, lekach, próbach jest gorzej i gorzej...
Alergii jako pretekstu mówię stanowczo:NIE.