Kiedys mieszkalam w domu, na pewno. Ktos mnie kochal mocno a moze tylko troche, ale glaskal i piescil czasem. Karmil, nauczyl korzystac z kuwety. Moze nawet podobala mu sie moja burosc...
Pozniej cos sie stalo, nie wiem, moze rudy kot w telewizji, moze za ciasno w domu. Zostalam sama, nad morzem, na molo... pieknie, ale zimno. Czulam sie bardzo samotna. WOlalam do ludzi, prosilam, zeby mnie zabrali do domu. Nikt nie chcial.
Wczoraj w nocy bylo bardzo zimno. Siedzialam na laweczce na molo, przyszla jakas para, zaczeli mnie glaskac. Dziewczyna przyklekla na deskach, choc mokre, cos mowila. Ja siedzialam i patrzylam jej w oczy. On tez mnie glaskal ale mniej. Rozmawiali. Balam sie. W koncu dziewczyna poglaskala mnie i odeszli, ja zostalam sama. Zwinieta w klebuszek, tak bardzo bylo mi zimno.
Ktos powiedzial: chodz no tu kota - i zobaczylam ich. Ona wziela mnie na rece. On pokrecil glowa. Myslalam, ze mnie nie zabierze. Ale szlismy w piatke. Cos mowili ze rozsadek, ze tutejsza. Nie jestem tutejsza, jestem niczyja.
Puscila mnie na chodnik, zeby zobaczyc czy wiem dokad pojsc. Przerazilam sie. On krzyknal: "Lap tego kota" I zrobilo sie cieplo. Bylam pod kurtka.
Mieszkam w malym pokoju ktory dzis mial zostac oprozniony przed remontem. Duzo mrucze, jest mi cieplo.
Troche mniej sie boje.
I czekam
Na Ciebie.