


Może grzeczniejszy trochę , no i już moja mama się go nie boi bo wie jaki to łobuz i zna jego sposoby

Zamówiłam jedzonko dla Grosia z dowozem do jego miejsca zamieszkania

Acha... zrobiłam... nic nie je z tego co mu przysłałam


Ale zdrowy

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Spartanka pisze:Witam! Jestem totalnie nowa, ale od kilku godzin przeszukuje forum, czytam, niektóre wątki dodają otuchy, inne martwią.
Mam nadzieję że nie spamuje pisząc tutaj, ale Asia2 - wydajesz się być specjalistką od tego, czego ja się w tej chwili najbardziej boję.
Opowiem więc Ci historię mojej Sparty, 9-miesięcznej kociczki, i innym Kociarzom licząc że mi pomożecie:
Prawie miesiąc temu, 6 marca, zauważyłam u Sparty nadżerkę na prawej górnej wardze - niewielki ubytek. Od razu skojarzyłam, że może to jest rana po upadku (w nocy spadła z regału niefortunnie). Poszłam więc następnego dnia do wetki osiedlowej i kazała smarować żelem stomatologicznym- sacholem, że to jest na pewno ranka od upadku (zasugerowałam to jej, wiec nie czulam sie usatysfakcjonowana diagnozą!)
Niestety - rany sie powiększały,opuchlizna przeniosła się na lewą wargę, wargi pękały, nadżerka jak była tak była, zaczeło brzydko pachniec z mordki, ale - nie bolało przy nacisku o średnim natężeniu, jadła normalnie, bawiła się, może więcej spała i wolala się chować pod łóżkiem(może! czasem mam wrażenie że autosugestia ma dużą rolę w moich spostrzeżeniach a propo Sparty), a jest towarzyską kicią. Poszłam do kliniki - wet tamtejszy dał sterydy i tez za mną powtórzył ze to po urazie.
Nadżerka zniknęła. Byłam więc niezmiernie szczesliwa!
Ale, tydzien temu wrociła opuchlizna, pojawila sie nadzerka na lewej wardze, sięgając głębiej, spuchła warga aż sięgając nasady noska! Smród z pyszczka wrócił, wezly chlonne podzuchowowe jak male fasolki!!! Smarowalam poleconym sacholem przez 3 dni. Przedwczoraj - zajrzałam pod wargę - były tam zielone złogi, wystraszylam sie bakterii, więc następnego dnia poszłam do osiedlowej pani wet.
Podała domiesniowo antybiotyk (jestesmy po drugiej dawce), a zielone zlogi okazaly sie byc resztkami jedzenia, ktore tam jej zgniły.
I przerazila mnie, bo rozwazalam z nią, co to może być w tym pyszczku.
Powiedziala ze to może być poczatek białaczki i ze na to nie ma leku i ze musze sie przygotowac ze jak to sie okaze prawda to nie ma co kota meczyc i trzeba uspic.
Nie przypominam sobie żebym zmruzyla oko przez dwa ostatnie dni, nie moge się zebrac do kupy, strasznie kocham moją Spartę!!
Po antybiotykoterapii robimy test. Dzis powiedziala, ze robimy to po to zeby miec czyste sumienie bo jej to nie wyglada na bialaczke, ale mam wrazenie ze to byly slowa uspokojenia po tym jak musialam wygladac wczoraj w gabinecie.
Jak to jest z tym eozynofilowym zapaleniem, czy Twoj Groszek mial cos takiego?
To nie może być prawdą że kot nie moze zyc z białaczką, za Twoim i Groszka przykladem idąc...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], imatotachi, kasiek1510, MruczkiRządzą i 76 gości