A jednak byłam dzisiaj na Paluchu... po zajęciach pojechałam podrzucić transporterki. Odwiozłam Alareipan i wróciłam do domku (niestety nie sama

). Jedna z pracownic przyniosła krytą kuwetę obwiązaną wstążeczką, a w środku siedziała przerażona kotka. Okazało się, że ktoś zostawił ją na parkingu przy schronisku. Na kuwecie była równiutko przyklejona karteczka o następującej treści:
"To jest Mary.
Ma 11 miesięcy. Jest w pełni zdrowa, przeszła wszystkie podstawowe szczepienia, odrobaczenia. Miała pierwszą ruję miesiąc temu. Korzystała zawsze z tej kuwety ze żwirkiem drewnianym. Przepraszamy, że w ten sposób ale z nagłych przyczyn życiowych nie mamy możliwości się nią dalej opiekować. Znajdźcie jej dom. Dziękujemy"
Do tego załączona była reklamówka z jej kocykiem, dwoma zabawkami i resztką RC dla kociąt. Brakowało tylko miseczki i książeczki zdrowia
I co ja miałam zrobić? Pozwolić jej zostać w schronie?

Dziewczynka wygląda na zdrową, ma czyściutkie uszka, jest śliczna - biała z burą łatką na pyszczku i grzbiecie. Ogonek chyba też jest bury, ale przyznam, że nie zwróciłam uwagi
