No.
Najpierw informacje pozytywne. Fistaszek je karmę dwuskładnikową, czyli indyka z ryżem i teraz z góry wygląda tak:

A wyglądał TAK:

A poza tym: jest najbardziej nieznośnym, męczącym, hałaśliwym, namolnym, tupiącym, szczekającym bez powodu, warczącym na inne psy, gryzącym każdego, kto mu się sprzeciwi, państwa nie wyłączając, wściekle ruchliwym, ganiającym koty agresywnym terrorystą. Z ADHD. Upiorny staruszek z ADHD.
Charakterologiczna porażka.
Łaska boska, że nie jest wielkości Leona, bo koniec byłby z nami i resztą geriatrii...
Mamy nadzieję, że hormony w końcu przestaną w nim hulać i zniknie przynajmniej problem konfliktów z innymi psami. Kartofel jest regularnie atakowany, a ostatnio rzucił się nawet na boguducha winnego, bezjajecznego wszak Filozofa.
Problem pt
"moja pańcia jest tylko moja a konkurencji do pańci za chwilę przegryzę tętnicę szyjną w sześciu miejscach" - chwilowo nie mam pojęcia jak rozwiązać. Ofc rozumiemy, że wynika z fistaszkowej miłości do mnie, w związku z czym nie mam prawa się w samotności wysikać, wykąpać i tak dalej, bo od razu jest awantura. W nocy każde moje wysunięcie ręki spod kołdry skutkuje poderwaniem się Fistaszka i sprawdzaniem, czy rzeczona ręka nigdzie się nie wybiera. Potem następuje spacer po sypialni (tup tup tup pazurkami po panelach) i - skoro ręka nie zabiera pańci - można się z powrotem ułożyć na posłanku. Trenuję sypianie na baczność, najlepiej w absolutnym bezruchu.
Generalnie to nie jest głupi pies. Posłanko jest dostatecznie blisko pańciowej miejscówki do spania, wiec Fistaszek śpi tam bez protestów i nawet nie próbuje wchodzić na łóżko, z czego wnioskuję, że nigdy tej przyjemności nie zażywał. Pojął dość szybko, że od porannego wyjścia pańci do pracy nie ma odwołania i już nie szczeka jak szalony na ten temat. Jednak rano wciąż uważa, że musi wszędzie być pierwszy a już zamykanie Kartofla z miską w łazience uważa za straszną zniewagę. Kiedyś poranki były jakoś spokojniejsze, teraz ciągle biegam, by zdążyć przed nim do lodówki (inaczej rzuca się na Kartofla, prewencyjnie) by zdążyć wyjąć śniadanie Kartofla z mikrofali i dokonać przerzutu tegoż do łazienki, zanim Fistaszek tam wpadnie, zdążyć donieść samego Ziemniaka i zamknąć drzwi tak sprytnie, by właściwy pies został po właściwej stronie. Jak mi się uda - Fistaszek godzi się z sytuacją; jak zdoła się w łazience okopać i muszę go wyrzucać - robi okropną awanturę.
Koty terroryzuje, najgorzej jak zwykle ma Celina, Szyszka też daje się wpędzać na sosny. Jedynie Sielawka daje słuszny odpór.
Ogród - w sensie nasz kawałek lasu wygląda w niektórych miejscach jakby ktoś rył koparką i żadne wrzaski nie pomagają, ani ciskanie w delikwenta szyszkami.
W kwestiach czysto fizycznych to wydaje nam się, że jest nieco przygłuchawy i na pewno w ciemnościach widzi źle. Jak czasem nie zdąży wrócić z sikania i przyjdzie mu wspinać się po schodach po ciemku, robi to bardzo ostrożnie i powoli.
A poza tym - psina jak to psina...
Chyba rozumiecie, że musiało mi się ulać co nieco.

Ani chybi, klimax mi się zbliża, więc marudnam.
Edit - dodałam fotkę sprzed trzech miesięcy, by ciocie mogły sobie porównać fistaszowy kadłubek.