Przyjechał z Warszawy do Łodzi, do domu na rodu ulic Suszarnianej i bardzo ruchliwej ul.Kolumny, miał być kotem niewychodzącym, a 10.01.2012 zginął. W największe mrozy…. Opiekunowie jakoś mało energicznie go szukali, na prośbę Carmen201 z W-wy szukałyśmy go z Femką i Dulencją, razem z nimi i sama kilkakrotnie latałam tam wkładać ogłoszenia do skrzynek na listy - to rejon domów jednorodzinnych, rozwieszanie na słupach nic nie da, wszyscy jeżdżą samochodami, praktycznie zero komunikacji miejskiej czy sklepów. Nie znalazłyśmy go, cała nadzieja pozostała w tych ogłoszeniach, wkładanych kilkakrotnie do skrzynek - jedno ogłoszenie normalny człowiek wyrzuci, przy trzecim, czwartym - coś mu się wbije w pamięć, może rozejrzy się i zauważy kota?
No i w czwartek 12.02.2012 telefon
- szukała pani kota, czy ten kot Ryś znalazł się?
- niestety nie
- on chyba wczoraj chodził po naszym podwórku za ojcem
- oj, to bardzo proszę go karmić, jak się przyzwyczai, przyjadę z klatką-łapką złapać, daleko mam, albo jak się uda go gdzieś zamknąć tak, by nie uciekł…
Czekam.
Piątek - cisza.
Sobota - cisza.
Pewnie więcej się nie pokazał.
W niedzielę rano wracamy z p.Łucją z prawie-Bełchatowa, jestem pod domem, spieszę się do pracy - telefon:
- proszę pani, proszę pani, ten kot jest u nas na werandzie, przyjedzie pani?
- proszę go zamknąć, tak by nie uciekł !! Jadę !!!
- to ten kot, reaguje na imię Rysiek! kiedy pani będzie? Bo my zaraz wychodzimy..
- już jadę! Z Bałut, przez całe miasto, myślę, że 30-40 minut - jest mały ruch.
No i pędzimy, na szczęście miasto jeszcze śpi, światła w miarę pasują, państwo czekają na nas już w płaszczach przy samochodzie, kot zamknięty na werandzie. Wchodzę, leci do mnie, miauczy, ociera się o nogi. Trochę wydaje mi się mały, ale Ryśka nigdy nie widziałam na żywo, zdjęć nie pamiętam, zresztą bure trudno rozróżnić, szybko-szybko pakuję do kontenera, odjeżdżamy.
Po drodze lecznica i szczepienie - dziewczyna, 7mcy, rujka.
Futerko zszargane i przykurzone, łapeczki stwardniałe, chuda i bardzo głodna. Długo musiała być bez domu.
Czyli mam kolejnego tymczasa .
Co miałam zrobić? Odwieźć i wypuścić, powiedzieć, że to nie ten kot?
Sprawdzam ogłoszenia - nikt jej nie szuka..


