Wczoraj nie pisałam, bo w pracy miałam sajgon, a jak po powrocie położyłam się na drzemkę poobiednią ok. 17, to obudziłam się o 23, wzięłam prysznic i dalej poszłam spać

. Choróbsko trochę odpuściło, czuję się już prawie jak człowiek i zabieram się za zaległe sprawy.
Zadzwoniłam do wetki poleconej mi przez pet terapeutkę (wreszcie) i mogę być na wizycie z Antosiem albo dzisiaj do godz. 19, albo dopiero po 24 marca (wyjazd).
Będę starała się namówić TŻ na dzisiejszą wizytę, chciałabym bardzo, żeby specjalista obejrzał dziąsła i zęby Tosiulka.
Trzeba też myśleć o kastracji, bo chłopak śpiewa coraz donośniej i bardziej żałośnie. Jakby coś zgubił i rozpaczliwie za tym tęsknił. Szkoda mi go, ale na szczęście te nostalgie dopadają go jedynie wieczorami i to na dość krótko. Na razie szybko daje się utulić, zapomina o żalach i znów zaczyna broić na całego.
Razem ze Szczurusiem założyli Bandę Dwojga i wspólnie polują na Kawkę pod łazienką. Dostają za to regularnie po uszach, bo biedaczka jeszcze zrazi się do kuwety, jeśli po każdorazowym skorzystaniu ktoś na nią napada. Ale jakoś nie chcą się odzwyczaić.
Jak widać na zdjęciach (miło, że się tak podobały

), Antoś dogaduje się też fajnie z Felutką, choć czasem mała ucieka przed nim, warcząc przeraźliwie. Ale ona już tak ma, warczy, jeśli cokolwiek dzieje się nie po jej myśli.