Kotki mieszkają 3 metry od torów kolejowych, obok budynku dróżnika. W obskurnej, pełnej śmieci komórce. W zeszłym roku zabrałyśmy stamtąd 4 maluchy, kotek nie zdążyłyśmy, jedna z nich się okociła, maluchów nigdy nie widziałyśmy... Kotkami "opiekuje się" 80 paro letnia staruszka, robi to jak umie, karmi je tłuszczem, kaszą. Gdy dziś do nich przyjechałyśmy od razu do nas wybiegły, mimo że są pół dzikie. Były bardzo głodne.. Zostawiłyśmy budkę i 3 michy suchej. Jedna z kotek jest w widoczne ciąży. I tu pojawia się problem. Nie mamy możliwości ciachnąć ich w mińsku, ale możemy, dzięki Jokotowi zrobić je w Wawie. Tylko nie ma komu złapać, wszystkie pracujemy w Wawie i jesteśmy bez samochodu, a jeśli z samochodem, to bez umiejętności jazdy po stolicy

Nie wiem, czy znajdzie się ktoś, kto mógłby do nas przyjechać i je złapać, ale wiem, że jak się tam maluchy urodzą, to marny ich los..