Joj, właśnie się zorientowałam, że parę dni temu stuknęła mi dziesięciornica na MIAU  
 Dzieje się u nas (jak to w kocio-ludzkim świecie) – ale leniwie i w miarę spokojnie. 
Czesio udoskonala sztukę bycia najbardziej przeszkadzającym źwierzem pod słońcem – zawsze, gdy lecę po mieszkaniu w pośpiechu, Czecho znajdzie się na środku mojej drogi, bez możliwości bezkolizyjnego ominięcia. Że o gadulstwie nie wspomnę  
 Rominek wspiął się na wyżyny przytulania-się-do-człowieka-za-wszelką-cenę-nawet-przy-30-stopniowym-upale-i-nie-tylko-i-nawet-jak-jest-poł-metra-ode-mnie-to-też-się-przytula   

   Uff. Strasznie to trudne do wyartykułowania, ale tak właśnie jest.
A jedną z moich ulubionych historii jest kolejny atak kity.
A było tak:
Czesio pląsał w ósemkach wokół moich nóg. Pląsała też kita. 
Aż za którymś razem – nie zdążyła.
Wyósemkowany Czesio obrócił się do mnie 
I zamarł w połowie „mghrii”
Albowiem kita pacnęła go w czółko.
Wytrzeszcz, pretensja i paniczna ucieczka – to było potem.
I nie objawił się kot do końca dnia  
 Oj, niech się oni nie zmieniają, a dalej tak fajnie uzupełniają  

Pozdrawiam wszystkich  
