Witam wszystkich dzielnie toczących wojnę z tym diabelstwem...
Dwie godziny temu straciłem swojego puchatego kiciusia imieniem Wow ("Bo jest taki piękny..." - z pierwszego odcinka serialu TVP pt. "Wow"). Przegrał, jak się dziś okazało, nie z powodu samej białaczki, ale przez FIP - jak ktoś już tu pisał, za dużo na jednego kota. A wczoraj w końcu udało mi się znaleźć weterynarza, który podjąłby się leczenia... Byłem gotów wyłożyć ten tysiąc z hakiem na koci interferon, dysponowałem nawet pieniędzmi, ale cóż...
Dziękuję Wam za to, że ten trzyczęściowy temat istnieje (największe podziękowanie otrzymuje
galla, choć wiem, że ostatnio nie jest aktywna), daliście mi ponad tydzień nadziei na to, że wszystko będzie dobrze. Dzięki Wam miałem solidny argument, żeby kiciusia nie usypiać (zabijać - nazywajmy rzeczy po imieniu), wiedziałem co robić, żeby go ratować. Duszności zaczęły mu się dopiero dzisiaj, więc nawet nie podejrzewałem, że FIP może nam wbić nóż w plecy.
Mój puchaty Wow miał niecałe 2 latka (urodził się w lipcu), był dumnym przedstawicielem rasy europejskiej - jego mama przyplątała się kiedyś do nas i ukryła pod moim łóżkiem, gdzie dała życie czterem wspaniałym kociakom. Dwa z nich poszły gdzieś w świat, jednego wydaliśmy, mamusię też wydaliśmy, został tylko mój. Aż do dzisiaj.
Poniżej dwa zdjęcia, żebyście mogli zobaczyć, jaką stratę poniósł świat. Na jednym Wow w wieku ok. 8 tygodni, drugie z sprzed kilku miesięcy (lubił siedzieć na lodówce i był bardzo obrażony, gdy coś się tam postawiło). Te kokardki na pierwszym zdjęciu to żart mojego rodzeństwa polegający na ofiarowaniu mi w prezencie imieninowym mojego własnego kota.
Przepraszam za wielkość zdjęć, tinypic nie tworzy miniaturek...


Wyżaliłem się trochę, na koniec inna kwestia... Zostało mi kilka (4-5) saszetek Covalesence w proszku oraz Imunodol - wykorzystane raptem kilka tabletek. Jeśli komuś by się przydały w/w produkty, oddam za darmo, ew. za czekoladę. Mieszkam pod Kielcami, zaś studiuję w Lublinie, tak że w tych dwóch miastach możliwy byłby odbiór. Ewentualnie, jeśli ktoś ma życzenie zjawić się na dworcu PKP i wziąć paczuszkę w trakcie postoju pociągu, to jadę m.in. przez Nałęczów, Puławy-Miasto, Radom, Skarżysko, Suchedniów.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany - pisać na PW, bowiem nie gwarantuję, czy jeszcze zajrzę do tego tematu. Boli.
Przepraszam, że się tak rozpisałem, w dodatku na tak smutny temat.
Edit: chętna na leki się już znalazła.