Przepraszam,że się rozpiszę, ale chcę dać pełen obraz sytuacji, tracę głowę z domysłów jak koty sobie dadzą radę, co to będzie, stąd ten słowotok

..Pod firmą w której pracuję (w centrum miasta), w zamkniętym podwórku (kamienica) - mam obecnie 3 koty dachowce, które dokarmiałam na zmianę z inną dziewczyną, która również pracowała w firmie mieszczącej się na tym podwórku co moja.
Ja karmiłam koty rano - przed 7.00 (dostawały 3 saszetki), a kolezanka po swojej pracy ok godz. 16.00 (też 3 saszetki). Oczywiście cały dzień miały dostęp do suchego i wody, mają bude i piwinicę do swojej dyspozycji i przyjaznych lokatorów podwórka. W weekendy na zmianę dojeżdzałyśmy do nich,w święta itp. Troche to kłopotliwe było,że w weekend, w święta musiałam pod pracę podjeżdżać, ale trzeba było i tyle. Koty są wykastrowane i wysterlizowane. I tak mineły ponad 3 lata.
Problem się zaczął,że koleżanka straciła pracę i postanowiła się przeprowadzic, do innego miasta, do swojego partnera, który mieszka na wsi. Taka prawdziwa wieś. Jej chłopak mieszka w domu z rodzicami, parter należy do starszych rodziców, a góra z osobnym wejściem do niego. Za domem jest łąka, mnóstwo terenów zielonych, gdzieś daleko fundamenty starego cmentarza. Gospodarstwa sąsiedzkie od siebie oddalone. I koleżanka postanowiła wziąc te koty podwórkowe z sobą...
Weżmie kotom budę, będą miały dostęp do stodoły. Ona ma w domu swoje 3 koty domowe, i chce aby Nasze dalej były na podwórku.
Jestem tym przerażona, ale wiedziałam,ze do końca życia nie będziemy przeciez pracowac w tych firmach co obecnie. Że sytuacja życiowa się nasza prędzej czy później zmieni,przez co naszych kotów...
I teraz po pierwsze, musimy je przestawić na dawanie karmy mokrej raz dziennie. Koleżanka zastrzegła,że nie będzie je karmiła 2 razy dziennie, że to za drogo będzie..Będą miały zawsze suche. Zaproponowałam,że jej będę przesyłac kasę, ale ona mówi,ze da radę, może jej się nie chce karmić..nie wiem.
Nie ukrywam,ze koty są mocno spasione, i rozpuszczone. Często słyszę od ludzi,ze ich domowy kot, gorzej wygląda od tych podwórkowych. Przeprowadzka jest planowana na kwiecień.
Więc, czy to będzie wielka krzywda jak zacznę je karmić raz dziennie mokrym, a będą mieli wciąż dostęp do suchego?? w weekend tak dostają i przeżywają..
Druga rzecz, czy mógłby mnie ktoś uspokoić, mówiąc,ze kotom nic się nie stanie, jak zmienią miejsce zamieszkania?? Wiem,że będą przerażone,bo od urodzenia mieszkają w podwórku, ale przecież po pierwszym szoku, może docenią wieś, łąki.. Kolażanka będzie na miejscu,więc opiekun będzie,ich buda też będzie..
Zaraz padnie pytanie, a czemu nie zostaną ze mną?? bo jest mi ciężko. Kolezanka straciła prace jeszcze w listopadzie, i od razu przeprowadziła się do chłopaka (tam szuka pracy)obecnie przyjeżdza do Wrocka na 3 tyg. żeby zostawić mi żarcie i zakończyć różne sprawy.
Karmię je przed pracą i po pracy, w kazdy weekend przyjeźdzam, a nie mam auta i musze autobusem z końca miasta wbijać się pod pracę. Koleżanka jest zmotoryzowana, jak coś się działo kotu, to brała do koszyka i dalej autem do weta. Ja miałabym problem, gdyby coś któremuś się stało.. Poza tym..mam swoje życie, i inne koty, pod moim domem.
Ale generalnie, wydaje mi się,że na wsi mogą być szczęśliwe..