Sumak krwiożerczy - moja mama sadzi krzewy i drzewka w różnych starych naczyniach, wiadrach bez dna, baliach (odziedziczyłyśmy domek z działką po prababce, która gromadziła wszystko od wojny chyba, więc tych gratów było sporo), co chroni rośliny przed perzem i ogranicza rozrost dziczków. Na wierzch sypie korę, wtedy chwasty tam nie rosną i nie trzeba kopać, nie kaleczy się korzeni. Są też folie, które się wkopuje wokół korzeni i one spełniają taką samą funkcję. Nie wiem, jak głęboko trzeba to wkopać, żeby korzenie nie właziły pod barierę. Jak na razie sumak ma ze 2m wys. i matula się nie skarżyła, że musi z nim walczyć.
Poszłam za radą czarownicy i wyszłam z domu;] Pół dnia spędziłam u przyjaciółki, z którą się nie widziałam ponad pół roku (bo najpierw robota, apotem apatia), nagadałyśmy się, aż chrypy dostałam, wypiłam tylko dwa piwa z nadzieją, że jakoś mi się upiecze, wracałam po nocy w deszczu i się wzięłam i przeziębiłam;] Wstałam z mega bólem głowy (wiedziałam, że tak będzie, no wiedziałam) i katarem do pasa. Snuję się po chałupie jak zombie, facet mnie obsługuje (zrobić ci solpadeinę? zjesz coś, może kawę? Już ci daję chusteczki.), kot mnie dogrzewa... Warto było
