
Cieszę się , że kicia ma sie dobrze po zabiegu .
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
iza71koty pisze:Podam jeszcze taki kolejny przyklad o ktorych pamietam doskonale.Z jednego miejsca zabrałam na sterylkę kotkę.Złapała sie na pułapkę.To kotka kaleka.jest u mnie.Widzi tylko na jedno oczko na drugim ma zupełne bielmo pewnie wskutek kk.Byłam pewna ze kotka jest cieżarna.Była bardzo ostrozna, unikała ludzi.Zawsze z boku na uboczu na skraju Teczy, miała schronienie w dosć zagraconej, ale cieplutkiej altance.Ta altanka byla dosć długo zamieszkiwana wczesniej przez jakiegoś Bezdomnego.Były tam wiec meble, łózko. koce, poduszki.Idealne warunki dla kota który mógł sie schronic, wyspać w ciepłym , uciec przed deszczem śniegiem czy mrozem.Ta kotka po sterylce dziwnie sie zachowywała.Bardzo mi drapała w klatkę.I co najgorsze stwierdzilam ze ma laktację.Poszłam tam poszłam nigdzie indziej tylko wprost do tej altanki.Jakiś szósty zmysł tam mnie kierował i co zobaczylam......na łózku siedziały 4 czarne kuleczki.Trzy maluszki.Dzikuski.Przerażone.Głodne.Porozbiegały sie.podstepem udało mi się jednego zagonić w róg i złapać.Zabrałam go do kotki, zeby sie uspokoiła zeby sciagnął jej mleko.W tym miejscu juz w tym czasie wjechał sprzęt. Pech bo akurat zaczeli od tego miejsca.Wogóle Pracownicy byli jacyś dziwni.Próbowałam ustalić z nimi setki razy w którym kierunku posuną sie prace bo musiałam wiedzieć co robic z kotami w jaki teren je prowadzic zeby byly bezpieczniejsze.Oni nigdy nic nie wiedzieli.Zaczynali raz tutaj raz tam.To powodowało ogólny haos i nigdy nie wiedziałam ,co na drugi dzień zastanę.
Na drugi dzień poszłam tam rano.Mówię do ludzi i prosze zeby nie kosili terenu wokol tej i tej altanki, bo są tam 3 malutkie kociaki, które musze odłowić.Sa bez matki bezradne i zgina.Kotki wypuscić nie moge bo jest dobę po sterylce.Wiedziałam ze nie złapie kociaków w ciagu dnia kiedy kreci sie tam masa ludzi, jest haos i kociaki sa gdzieś ukryte.Obiecali ze zostawia.Niestety w tym dniu udało mi sie złapać tylko jednego kotka.Zostawiłam jedzenie.Nastepnego dnia przychodze i co widzę......wokoł altanki wszystko wykoszone a przed altanką leży kociak martwy.Najwiekszy czarnuszek i rana...dziwna jakby po zachaczeniu kosą.Bylam tak wściekła ze szok.Rozryczałam sie i poszłam szukać ostatniego.Znalazłam go w altance.Był przerazony do tego stopnia ,ze kiedy przymknęłam dzwi zeby go jakoś złapać narzucając na niego bluze, on biegał po scianach i cały był w szoku.Był tak przerażony wszystkim ze sie załatwił po siebie.Jakoś sie udało.Nie zmienia to jednak faktu ze zginał jeden kociak i pewna jestem ze za sprawą ludzi.Natomiast mam pewnosć do do tego ze żadne inne kociaki na Teczy nie zostały w żadnej altance przygniecione, przywalone czy zmiażdżone.
Chociaż rok pożniej kiedy przyjechali kończyc robote była taka możliwosć.Przypadek sprawil ze podczas prac ktoś nie dopatrzył że za osłoniętym terenem zielonym jest jeszcze pas dwustronnych działek.Te działki i altanki dały schronienie zimą jeszcze kilku kotom.Była tam miedzy innymi stara kotka od Gospodarza o której nie miałam wcale pojecia bo to były juz peryferia Teczy.Dowiedziałam sie od Bezdomnego ze ta kotka ma kociaki.Byłam szukałam kilka razy i nic.Zapewniano mnie jednak ze kociaki sa wiec szukałam do skutku.Nie znalazłabym ich wcale gdyby nie przypadek.Weszłam do altanki kolejny raz.Obszukałam wszystko.zastanawiały mnie jednak pozostawione resztki pozywienia.Domyślam sie że przez Gospodarza.I weszłam sobie na taki tapczan, włąściwie dół od tapczanu żeby wspiać sie wyzej.Usłyszałam szmer pod nogami i zamarłam.Uchyliłam z jednej strony zobaczylam i wrzucilam tam duza porcje jedzenia, zastanawiajac sie co dalej poczać.Wiedziałam ze nastepnego dnia ta altanka będzie juz w gruzach.Kociaki miały niecały miesiac a ja nigdzie nie widziałam kotki.Co gorsze musiały tam siedzieć uwięzione w tym tapczanie kilka dni bo byly tag głodne ze mało sie nie pozabijały o jedzenie.Powolutku wsuwając tam rekę wyjęłam wszystkie po kolei i zapakowałam do kociej torby po jedzeniu.Są u mnie.Wysterylizowane.Umieszczałam ich zdjęcia na wątku.
Następnego dnia po altance nie było śladu.Siedziałam i ryczałam.To była ogromna murowana altanka.Te kociaki by tam zginęły bo nie miały jak uciec nawet.Były zbyt malutkie żeby uciec w otwarty teren i jestem pewna ze siedziałyby tam nawet gdyby miały mozliwosć wyjścia w jakimś kąciku i zostały zawalone gruzem.Potem sobie przeanalizowałam ta sytuacje.I wyszło mi na to ze ktoś z pracowników wcześniej wchodził do altanki.Zwykle wchodzili zeby wyrzucic najpierw meble.Tym razem nie wyrzucili mebli.Ale ktoś musiał stanać na to łóżko i je zmaiżdżyć blokując tym samym kociakom drogę wyjścia.Ja tez na to łóżko weszłam i tylko to uratowało im życie, bo były cichutkie jak myszki pod miotłą.
I ostatni kotek uratowany z Tęczy w tym samym czasie.Szara koteczka.Nie mogłam jej długo dopaść na sterylke.Za nic nie chciała wejsć do pulapki.Wiele razy próbowałam.Okociła sie.I teraz problem.Szukanie gdzie jak ile?Przeszukiwałam pas zostawionych altanek kilka dni.Próbowałam wytropić kotke skąd przychodzi do jedzenia.Czas mnie gonił i szlag trafiał.Kotka była bardzo ostrożna.Szukałam wiec dalej ,wierzac tylko w jakis cud.W ostatniej altance, starej szopce bedąc na dole usłyszałam syczenie nad głowa.Weszłam zobaczyć po starym krzesle.Siedzi.Moja kicia.Tyle ze ten stryszek był tak wąski że wejsć tam nie dało rady.Wygladał jak madejowe łoże, bo wszedzie wystawały ogromne wbite ostrza gwożdzi.Świetne miejsce.Kotka dobrze wybrała.Do drugiej w nocy walczyłam tam z panem Janeczkiem Bezdomnym z Teczy zeby zerwać ten kawałek podłogi sufitu gdzie siedział kociak.Namierzyłam ze jest jeden tylko kociaczek około 2 tygodniowy.W końcu po wielkim trudzie sie udało.Kotek był spory, bardzo dobrze wykarmiony bo tylko jeden.Grzeczniutki jakby go nie było.Jeszcze nie chodzil.Walczyłam zeby kotkę złapać na pułapkę bo mi uciekła z tego miejsca.Udało sie to dopiero nastepnego dnia.I to sposobem łapiąc na kociaka.Najboleśniejsze chyba było to ze jak przyszłam z tym kociakiem i pułapką to kotka biegała po stercie desek która została z jej altanki i tak go nawoływała ze mi sie normalnie zrobilo przykro do bólu.Kiedy ustawiłam klatke i pobudzałam małego żeby wolał matkę on siedział cichutko.Całą noc przespał u mnie i ani razu nie zamiauczał.Nic.Spał jak niebożątko.Potem też miauczeć nie chciał.Z tej rozpaczy sama zaczełam miauczeć i go lekko tarmościć zeby w koncu wydał jakis dzwiek.Kiedy wydał kotka zwariowała ze szczęścia i dosć szybciutko wszystko poszło jak należy.W domu wytrzeszczała na mnie oczy.Byla zaskoczona.Bardzo zaskoczona.....
iza71koty pisze:Bogusia niestety jeszcze większy ogrom nieszczęścia wydarzył się jeszcze póżniej.Czytaj tutaj.
viewtopic.php?f=1&t=136625&start=345
Strona 24 mojego wątku.
iza71koty pisze:Bogusia dziękuję że przeczytałaś Kochana.
bodzia_56 pisze:O matko, straszneSerce pęka
Ile tego cierpienia jest wokół nas. Teraz jeszcze i to![]()
A ty tak chodzisz późno, po ciemku, przecież i tobie może ktoś wyrządzić krzywdę !!!!
bodzia_56 pisze:iza71koty pisze:Bogusia dziękuję że przeczytałaś Kochana.
Przeczytałam i nadal mam to wszystko w głowie. To ja się martwiłam kocurkiem z działki,ze ma chora łapkę, a to przecież pryszcz. Podłamałam się tym wszystkim. Stwierdzam, że za mało jest ludzi , którzy kochają zwierzęta i chociaz im nie szkodzą
iza71koty pisze:bodzia_56 pisze:O matko, straszneSerce pęka
Ile tego cierpienia jest wokół nas. Teraz jeszcze i to![]()
A ty tak chodzisz późno, po ciemku, przecież i tobie może ktoś wyrządzić krzywdę !!!!
Jestem ostrożna.Chodzę, jeżdże, starymi sprawdzonymi szlakami.Bardzo uważam.Poszłam tam bo nie wytrzymałam tego wrzasku.To było okropne.Ludzie są okropni.Dwóch facetów.Najpierw się śmiali, potem chwilke gadali i zrobiło sie zupełnie cichutko.Wcześniej chyba czymś trzasnęli to zwierze, bo umilkło momentalnie.
A ostatnio to wogóle mam okropny uraz do samochodów terenowych.Zaraz mi sie kojarzą z jednym.......![]()
iza71koty pisze:bodzia_56 pisze:iza71koty pisze:Bogusia dziękuję że przeczytałaś Kochana.
Przeczytałam i nadal mam to wszystko w głowie. To ja się martwiłam kocurkiem z działki,ze ma chora łapkę, a to przecież pryszcz. Podłamałam się tym wszystkim. Stwierdzam, że za mało jest ludzi , którzy kochają zwierzęta i chociaz im nie szkodzą
No widzisz Bogusia, Ty przeczytałaś i masz dosyć .Ja...musiałam na to wszystko patrzeć,szukać, zbierać ciałka kocie.Potwornie okaleczone.Koty które poprzedniego dnia tak radośnie wybiegały mi na spotkanie, jadły z takim apetytem, odprowadzały mnie do wyjścia.Do dzisiaj nie moge sobie z tym poradzić.![]()
iza71koty pisze:Kochani.Miałam Wam coś napisać jak wróce ale przeżyłam przed chwilą okropne uczucie...nie da sie opisać.Wychodzilam juz z moich działek i usłyszałam przerażliwy krzyk.Jakby wrzask konajacego zwierzęcia...nie wiem jak to określić.Takie gardłowe wycie, rzężenie, ....Wydaje mi sie że jakieś zwierze konało i zostało dobite.Ten wrzask zanim ucichł trwał dosyć długo.Zostawiłam rower przy bramie i szłam tam gdzie kończą sie moje działki ,aż do rowu.Chciałam zlokalizowac chociaż skad to dochodzi i jakie to zwierze.Wokół ciemno jak w grobie.Usłyszałam jakiś męski śmiech ,potem trzask, takie tępe uderzenie i zrobiła sie cisza...zupełna cisza.Nie wiem co jest po drugiej stronie rowu.Czy to byli kłusownicy czy kto,co to za zwierze, wiem ze słyszałam agonie, poprzedzoną długim cierpieniem i bólem.Czuję się okropnie.Przepraszam.
Ten rów został pogłębiony i poszerzony.Nawet nie wiem z której strony jest dojście na przeciwną stronę, bo ciągnie sie wdłuż wszystkich działek.Latem kiedy rów był jeszcze wąski i do przeskoczenia ,sasiad z alejki obok usłyszal tam pisk szczeniaka.Pobiegł.Malutki szczeniak był uwiązany sznurkiem do drzewa.
Normalnie łeb mi pęka....![]()
iza71koty pisze:Kochani.Miałam Wam coś napisać jak wróce ale przeżyłam przed chwilą okropne uczucie...nie da sie opisać.Wychodzilam juz z moich działek i usłyszałam przerażliwy krzyk.Jakby wrzask konajacego zwierzęcia...nie wiem jak to określić.Takie gardłowe wycie, rzężenie, ....Wydaje mi sie że jakieś zwierze konało i zostało dobite.Ten wrzask zanim ucichł trwał dosyć długo.Zostawiłam rower przy bramie i szłam tam gdzie kończą sie moje działki ,aż do rowu.Chciałam zlokalizowac chociaż skad to dochodzi i jakie to zwierze.Wokół ciemno jak w grobie.Usłyszałam jakiś męski śmiech ,potem trzask, takie tępe uderzenie i zrobiła sie cisza...zupełna cisza.Nie wiem co jest po drugiej stronie rowu.Czy to byli kłusownicy czy kto,co to za zwierze, wiem ze słyszałam agonie, poprzedzoną długim cierpieniem i bólem.Czuję się okropnie.Przepraszam.
Ten rów został pogłębiony i poszerzony.Nawet nie wiem z której strony jest dojście na przeciwną stronę, bo ciągnie sie wdłuż wszystkich działek.Latem kiedy rów był jeszcze wąski i do przeskoczenia ,sasiad z alejki obok usłyszal tam pisk szczeniaka.Pobiegł.Malutki szczeniak był uwiązany sznurkiem do drzewa.
Normalnie łeb mi pęka....![]()
bodzia_56 pisze:iza71koty pisze:bodzia_56 pisze:O matko, straszneSerce pęka
Ile tego cierpienia jest wokół nas. Teraz jeszcze i to![]()
A ty tak chodzisz późno, po ciemku, przecież i tobie może ktoś wyrządzić krzywdę !!!!
Jestem ostrożna.Chodzę, jeżdże, starymi sprawdzonymi szlakami.Bardzo uważam.Poszłam tam bo nie wytrzymałam tego wrzasku.To było okropne.Ludzie są okropni.Dwóch facetów.Najpierw się śmiali, potem chwilke gadali i zrobiło sie zupełnie cichutko.Wcześniej chyba czymś trzasnęli to zwierze, bo umilkło momentalnie.
A ostatnio to wogóle mam okropny uraz do samochodów terenowych.Zaraz mi sie kojarzą z jednym.......![]()
Jednak dawno temu i Tobie wyrządzono krzywdę. Może jednak troszkę wcześniej wracaj. Łobuzów na świecie nie brakuje. TY jesteś tylko kobietą na rowerze , a ich może być więcej i np. pijani.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot], kasiek1510, puszatek i 56 gości