Oaza..... dlatego Sahara taka przyjazna dla naszego gatunku jak tam takie oazy, w mordę!
alareipan, no właśnie to przestaje być powoli śmieszne, bo ja do zlewu w kuchni słabo się mieszczę
Byłam uprzejma nakarmić kota po raz drugi w dniu dzisiejszym..... no teraz skoro takie postanowienie padło, że gadzina sama jadła nie będzie, to warto o niej pamiętać w tym zakresie, ponieważ, jak słusznie tu zostało zauważone, w takim stanie kota poschronowego to ja jak żyję nie widziałam.... no i zepsuć to byłoby czynem niegodnym oswajacza diablich pomiotów.
No to poszłam z michą, siadam itd itd..... nuda, panie, nuda, nóg nie czuję itd itd..... no zjadł łaskawie potwór z wanny, umył się po posiłku, ja głupia siedzę i
zazdraszczam jak to przyjemnie oddać się czasem higienie osobistej, i zaczyna drzemać.... no to ja michę zabrałam i wsadzam łapę do wanny (nie, nie, na stałe wanna nie została porzucona, ale jest nadzieja na kąpiel reszty domowników tak gdzieś.... przed Wielkanocą, w sumie jak to u Polaków, po bożemu, dwa razy do roku, na święta) no i gmeram sobie w tej wannie, po milimetrze, po milimetrze.... widzę, że mnie potwór obserwuje, udaje tylko, że drzemie, ale nie syczy... nażarła się i ma w d... w nosie, znaczy! No to ja gmeram, mam przemyślenia czy bez kciuka u prawej dłoni poradzę sobie w życiu, ale w sumie Ciotki deklarują, że
mię tu zrobią co trzeba, a ja będę leżeć tylko (pachnieć raczej nie, no bo wanna...), no to myślę, pal sześć, kciuk poświęcę.... dotarłam do około 10 cm od twarzy gada.... i się wycofałam (ha ha, liczyłyście na jakieś spektakularne rany! a figa z makiem!), bo wyczytałam, że jak syczy to się wycofywać nie wolno, a byłam już tak blisko, że mało się nie posikałam ze strachu...
Mietka zdziwiona była, tyle wiem
