Ja się teraz zaczęłam martwić...
Po pierwsze Matwiej wygląda paskudnie... wyskubany jak kurczak... ale mimo, że nie trzyma diety, bo podjada kotom... (jak tylko moge to go wypuszczam i jemu się to bardzo podoba... gania z kulką filcową i wydaje jakieś nit o piski ni to miauki) nie widzę, żeby się dalej wylizywał... (Zresztą nietrudno to zaobserwować, przez te dwa najbardziej stresujące dni był cały mokry od tego wylizywania, nawet pani od RTG pytała się czy się posiusiał ze strachu, bo jest cały mokry a on się zaślinił

).
Niestety we środę ciągniemy go na przegląd... niby nic strasznego, ale znowu będzie daleko jechał... nie wie chłopak co się będzie działo...
Renifer, który popędził znowu w podróż służbową uświadomił mi, że Marcin mieszka poza Warszawą - na pd od Warszawy a my na pn od tejże.... co oznacza, że odległość jest bardzo duża i nie ma szansy, żeby dostarczyć go do Marcina we czwartek rano... on wyjeżdża o 6....
Musimy go zostawić wieczorem.
Bardzo się denerwuję.... Boję się, że znowu się kosmicznie zestresuje...
Znowu mi skoczyła adrenalina...
Może dostarczymy go późno, dostanie swoje zabawki i budkę spryskaną kocimiętką (na niego działa

) i jakoś prześpi do rana....
Ja chyba się po raz kolejny obwieszę tak się denerwuję...
a tu jeszcze droga przed nim
