Właśnie wróciłam, kuwety posprzątane, koty nakarmione i wymiziane.
Muszę coś napisać.Były uchylone drzwi do lecznicowej kociarni i pojawił się Tonio, kot wetki.Czarny, przystojny kocur.Wszedł majestatycznym krokiem, ogon do góry, a w dziewczyny coś wstąpiło.Abi i Nela wyszły ze swoich domków, zaczęły się ocierać o kraty klatki, pomiaukiwać, no ewidentnie go podrywały

.Tonio jednak je zlekceważył, popatrzył tylko, powąchał i poszedł sobie.To cudzoziemiec, Węgier konkretnie, czyżby miało to jakieś znaczenie?
Abi jest przesłodka, oswojona już jest całkowicie.Ucieka przede mną, bo ją maltretuję

Nie mogę się jednak powstrzymać i miziam, przytulam to słoneczko kochane.Abi już się bawi, ma powieszoną wędkę ze skórzanymi paseczkami, parę przytulanek, nie powinna się nudzić.Kotka pięknie kuwetkuje, sporządniała też, że się tak wyrażę, nie robi już w klatce bałaganu, jak wcześniej.Ma czyściutko, nic nie rozsypane, nie porozlewane.
Nela jest spokojną kotką.Zaakceptowała mnie, bez problemu ją głaszczę, chyba jej się to podoba.Staram się nie robić hałasu, tego koty się boją.Nela przestraszyła się, kiedy niechcący zahaczyłam kuwetą o klatkę.Ona również już niczego nie rozlewa, pięknie je, smakuje jej to, co dostaje.Kuwetka jak najbardziej.Będzie z niej miziak nad miziaki.
Szylcia ( wciąż bezimienna

, ale pomyślę) nadal przestraszona, ale już mniej.Powtórzę to, co napisałam o Abi i Neli, a mianowicie niczego już nie rozlewa, zjada wszystko z miseczek i korzysta z kuwetki.Głaszczę ją, ale na razie w rękawicy, boi się i mnie ostrzega syczeniem, ale robimy postępy.