przed chwilą zadzwoniła do mnie koleżanka ze szkoły, która wolontarystycznie się udziela w lecznicy, gdzie kotki zostały przygarnięte.
Małe już po sterylizacji - Pani Doktor Madzia chyba razem z macicami wycięła im też geny dzikości

Puma umie "dawać głos" na żądanie, Rysia, zwana Gryzeldą - włazi na ramiona i robi z siebie etolę. Bardzo się kochają...
Były różne telefony i maile, po wstępnej rozmowie odsyłałam ludzi do lecznicy, bo przecież ja o tych koteczkach teraz wiem już niewiele, a z drugiej strony - mam cholerne wyrzuty sumienia, że wkleiłam dziewczynki koleżankom...
bardzo Was proszę, trzymajcie mocno kciuki, bo być może obie panienki pojadą w sobotę do domu. Wspólnego!!!